Być albo nie być nad Popradem
Artykuł z portalu ze wszech miar komicznego
link do artykułu
czwartek, 31 stycznia 2019
A, o tym jeszcze mi nie mówiłeś. O Chrystusie.
To pierwszy chrześcijanin.
Ale nie jedyny.
Mylisz się. Jedyny. Dlatego go ukrzyżowali.
A jego uczniowie?
Musieli napisać Ewangelie, żeby usprawiedliwić siebie jako zwolenników Chrystusa. Jego uczniów.
Inaczej, Fryderyku, nic byśmy o nich nie wiedzieli. Pozostałby jednym z mesjanistycznych kaznodziejów starożytnej Judei.
Było ich wielu, to prawda.
Czy bez Ewangelii wierzylibyśmy w niego?
To postać takiego formatu, że przetrwała nawet propagandę ewangelistów.
Czy nie przyznałeś przed chwilą, że był jednym z wielu? Skąd mielibyśmy o nim informacje, gdyby nie święty Marek, święty Jan, święty Mateusz?
Dowcip polega na tym, że Jezus ich przerastał. Musiał. Inaczej nie byliby wiarygodni.
Czy dobrze cię rozumiem? Twierdzisz, że był wielki bez względu na Ewangelie?
Tak twierdzę.
Ale znamy go jedynie dzięki nim…
Owszem.
Czyli trzeba być za nie wdzięcznym.
Nie wiem, czy wolno im ufać.
Czasem zbijasz mnie z tropu, Fryderyku.
Nie, choćby Nowy Testament cały był wymysłem, kłamstwem, tak czy owak przyniósł pewien skutek, godny pożałowania moim zdaniem.
To znaczy?
To znaczy śmierć zmysłu tragicznego.
Twój ulubiony temat!
Daj mi chwilę. Zmysł tragiczny zanikł, zastąpiony ideą cierpienia nagradzanego niebem. Cóż za rewolucyjna forma postępu! Zamiast akceptować życie takim, jakie jest, łudzimy się obietnicą raju post mortem. Też coś!
Ale chrześcijaństwo zwyciężyło. Powiedz mi: dlaczego?
Dlatego, że postawiło – po raz pierwszy w historii – na ubóstwo jako drogę do zbawienia. Wcześniej nikt nie chciał być biedny. Ubóstwo równało się niewolnictwu. A teraz każdy biedak mógł spokojnie pogodzić się ze swoim losem, bo wiedział, że czeka go nagroda: raj.
To wcale nie wyklucza chęci wydobycia się z ubóstwa.
Tu zaczynają się problemy. Jeśli pozostaniesz biedny, niebo jest twoje. Jeśli nie – łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne i tak dalej… Dlatego Chrystus, zdradzony przez wszystkich, zostaje sam i umiera co dzień na nowo…
To pierwszy chrześcijanin.
Ale nie jedyny.
Mylisz się. Jedyny. Dlatego go ukrzyżowali.
A jego uczniowie?
Musieli napisać Ewangelie, żeby usprawiedliwić siebie jako zwolenników Chrystusa. Jego uczniów.
Inaczej, Fryderyku, nic byśmy o nich nie wiedzieli. Pozostałby jednym z mesjanistycznych kaznodziejów starożytnej Judei.
Było ich wielu, to prawda.
Czy bez Ewangelii wierzylibyśmy w niego?
To postać takiego formatu, że przetrwała nawet propagandę ewangelistów.
Czy nie przyznałeś przed chwilą, że był jednym z wielu? Skąd mielibyśmy o nim informacje, gdyby nie święty Marek, święty Jan, święty Mateusz?
Dowcip polega na tym, że Jezus ich przerastał. Musiał. Inaczej nie byliby wiarygodni.
Czy dobrze cię rozumiem? Twierdzisz, że był wielki bez względu na Ewangelie?
Tak twierdzę.
Ale znamy go jedynie dzięki nim…
Owszem.
Czyli trzeba być za nie wdzięcznym.
Nie wiem, czy wolno im ufać.
Czasem zbijasz mnie z tropu, Fryderyku.
Nie, choćby Nowy Testament cały był wymysłem, kłamstwem, tak czy owak przyniósł pewien skutek, godny pożałowania moim zdaniem.
To znaczy?
To znaczy śmierć zmysłu tragicznego.
Twój ulubiony temat!
Daj mi chwilę. Zmysł tragiczny zanikł, zastąpiony ideą cierpienia nagradzanego niebem. Cóż za rewolucyjna forma postępu! Zamiast akceptować życie takim, jakie jest, łudzimy się obietnicą raju post mortem. Też coś!
Ale chrześcijaństwo zwyciężyło. Powiedz mi: dlaczego?
Dlatego, że postawiło – po raz pierwszy w historii – na ubóstwo jako drogę do zbawienia. Wcześniej nikt nie chciał być biedny. Ubóstwo równało się niewolnictwu. A teraz każdy biedak mógł spokojnie pogodzić się ze swoim losem, bo wiedział, że czeka go nagroda: raj.
To wcale nie wyklucza chęci wydobycia się z ubóstwa.
Tu zaczynają się problemy. Jeśli pozostaniesz biedny, niebo jest twoje. Jeśli nie – łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne i tak dalej… Dlatego Chrystus, zdradzony przez wszystkich, zostaje sam i umiera co dzień na nowo…
Carlos Fuentes Nietzsche na balkonie
wtorek, 29 stycznia 2019
Karpacki fajter
Zdjęcie mocno archiwalne, bo zestarzał się Wojtuś, ryterski fajter, Słońce Karpat. Już nie makarenuje publicznie i nie karaci przy każdej okazji. Ledwo mu sił starcza na wycieranie rękawem smarków. A bywało inaczej, lepiej bywało, był dynamit!
Następców we wsi nie widać, choroby umysłowe, choć nadal powszechne, są teraz skutecznie leczone albo choć skrzętnie ukrywane przez troskliwych rodziców, a fajterzy wyemigrowali. Biją Murzynów w Ameryce. Jeden taki, z Łomży zresztą, więc mało karpacki, pobił Czarnego na amen.
Chłop jest przy kości, widać dobrze odżywiony salcesonem i kiełbasą polską z delikatesów "Eagle" na Greenpoincie.
Gdybyś go kiedyś Svavku w sklepie spotkał, pozdrów go od starych fajterów karpackich.
Tylko ostrożnie!
Link do pobicia Murzyna
Zdjęcie mocno archiwalne, bo zestarzał się Wojtuś, ryterski fajter, Słońce Karpat. Już nie makarenuje publicznie i nie karaci przy każdej okazji. Ledwo mu sił starcza na wycieranie rękawem smarków. A bywało inaczej, lepiej bywało, był dynamit!
Następców we wsi nie widać, choroby umysłowe, choć nadal powszechne, są teraz skutecznie leczone albo choć skrzętnie ukrywane przez troskliwych rodziców, a fajterzy wyemigrowali. Biją Murzynów w Ameryce. Jeden taki, z Łomży zresztą, więc mało karpacki, pobił Czarnego na amen.
Chłop jest przy kości, widać dobrze odżywiony salcesonem i kiełbasą polską z delikatesów "Eagle" na Greenpoincie.
Gdybyś go kiedyś Svavku w sklepie spotkał, pozdrów go od starych fajterów karpackich.
Tylko ostrożnie!
Link do pobicia Murzyna
poniedziałek, 28 stycznia 2019
Gór dużo
„Życie jest za krótkie, żeby przeczytać wszystkie książki. A oni ciągle piszą nowe.[Niecenzuralne]”.
Wiadomość obrazkową tej treści przesłał mi właśnie kolega. Skojarzyłem ten tekst ze zdjęciem, które dawno temu zamieściłem na stronie Kordowca. Nosiło ono chyba tytuł „Gór tak dużo, a życia tak mało”. Gór od tamtych czasów nie przybyło, na wiele z nich udało mi się wejść, wiele ominąć. Książek przybywa natomiast w zastraszającym tempie. Dużo z nich przeczytałem, jeszcze więcej ominąłem, szczególnie tych, które powstają na zamówienie chwili, tuż po niej, albo czasem jeszcze przed nią. Przed rokiem odniosłem wrażenie, że zanim Tomek Mackiewicz zdążył założyć buty, by pójść na swoją ostatnią wspinaczkę, już przebiegły żurnalista klecił jego tragiczną biografię. Może nawet była wtedy gotowa i czekała spokojnie w magazynach, a dystrybutorzy, z nadzieją na tragiczny koniec, planowali zyski. Im bardziej się zabije, tym więcej zarobimy. W styczniu zdobyłem tylko jedną „górę” - Kordowiec. Niewielką wprawdzie, ale w stylu alpejskim – z dołu do góry pod zamknięte drzwi, z powrotem w dół i znów pod górę pod drzwi już otwarte. Długa mi wyszła recenzja z tej wyprawy, no ale też długo szedłem. Recenzje książek, które przeczytałem w styczniu, będą więc krótkie:
Maria Wiernikowska Widziałam. Opowieści wojenne - wybór reportaży z wojen, których już nie ma. Przeterminowane.
Mariusz Szczygieł Kaprysik. Damskie historie – wiele wzruszeń.
Tomas Venclova Wilno. Przewodnik biograficzny – dostałem w prezencie od zaprzyjaźnionej wilnianki, więc książka szczególna. Biogramy Venclova ułożył ciekawie, bo nie alfabetycznie, ale historycznie.
Peter Carey Prawdziwa historia Neda Kelly’ego – rzecz mocna, w klimacie Cormaca McCarthy'ego. Polecam z czystym albo raczej nieczystym sumieniem, bo to rzecz o bandycie.
Caleb Carr Miasteczko Surrender – kryminał, który wypożyczyłem ze względu na długie zimowe wieczory. 736 stron, od słów (strona 349): „- Bracie – wyszeptał Mike. - Trajan… bracie. Lepiej się, kurwa, odwróć. Odwróć się w tej, kurwa, chwili...” już wiadomo, kto, kurwa, zabił, a resztę czyta się tylko ze względu na ciekawość, czy piękna Ambyr znów prześpi się z kulawym Trajanem w legowisku (sic!) geparda.
Thomas Kunze Ceaușescu. Piekło na ziemi – książkę kupiłem ze względu na wcześniej przeczytane, znakomite i szokujące wspomnienia szefa Securitate Iona Pacepy Czerwone horyzonty. Kunze nie zawodzi. Pisze rzetelnie, unika powtarzania plotek i mitów, szczegółowo przedstawia mechanizm dojścia pozornie nijakiego i dość (już nie pozornie) ograniczonego szewca do władzy, początkowe sukcesy, megalomanię, obłęd i zasłużony upadek tyrana.
Wiadomość obrazkową tej treści przesłał mi właśnie kolega. Skojarzyłem ten tekst ze zdjęciem, które dawno temu zamieściłem na stronie Kordowca. Nosiło ono chyba tytuł „Gór tak dużo, a życia tak mało”. Gór od tamtych czasów nie przybyło, na wiele z nich udało mi się wejść, wiele ominąć. Książek przybywa natomiast w zastraszającym tempie. Dużo z nich przeczytałem, jeszcze więcej ominąłem, szczególnie tych, które powstają na zamówienie chwili, tuż po niej, albo czasem jeszcze przed nią. Przed rokiem odniosłem wrażenie, że zanim Tomek Mackiewicz zdążył założyć buty, by pójść na swoją ostatnią wspinaczkę, już przebiegły żurnalista klecił jego tragiczną biografię. Może nawet była wtedy gotowa i czekała spokojnie w magazynach, a dystrybutorzy, z nadzieją na tragiczny koniec, planowali zyski. Im bardziej się zabije, tym więcej zarobimy. W styczniu zdobyłem tylko jedną „górę” - Kordowiec. Niewielką wprawdzie, ale w stylu alpejskim – z dołu do góry pod zamknięte drzwi, z powrotem w dół i znów pod górę pod drzwi już otwarte. Długa mi wyszła recenzja z tej wyprawy, no ale też długo szedłem. Recenzje książek, które przeczytałem w styczniu, będą więc krótkie:
Maria Wiernikowska Widziałam. Opowieści wojenne - wybór reportaży z wojen, których już nie ma. Przeterminowane.
Mariusz Szczygieł Kaprysik. Damskie historie – wiele wzruszeń.
Tomas Venclova Wilno. Przewodnik biograficzny – dostałem w prezencie od zaprzyjaźnionej wilnianki, więc książka szczególna. Biogramy Venclova ułożył ciekawie, bo nie alfabetycznie, ale historycznie.
Peter Carey Prawdziwa historia Neda Kelly’ego – rzecz mocna, w klimacie Cormaca McCarthy'ego. Polecam z czystym albo raczej nieczystym sumieniem, bo to rzecz o bandycie.
Caleb Carr Miasteczko Surrender – kryminał, który wypożyczyłem ze względu na długie zimowe wieczory. 736 stron, od słów (strona 349): „- Bracie – wyszeptał Mike. - Trajan… bracie. Lepiej się, kurwa, odwróć. Odwróć się w tej, kurwa, chwili...” już wiadomo, kto, kurwa, zabił, a resztę czyta się tylko ze względu na ciekawość, czy piękna Ambyr znów prześpi się z kulawym Trajanem w legowisku (sic!) geparda.
Thomas Kunze Ceaușescu. Piekło na ziemi – książkę kupiłem ze względu na wcześniej przeczytane, znakomite i szokujące wspomnienia szefa Securitate Iona Pacepy Czerwone horyzonty. Kunze nie zawodzi. Pisze rzetelnie, unika powtarzania plotek i mitów, szczegółowo przedstawia mechanizm dojścia pozornie nijakiego i dość (już nie pozornie) ograniczonego szewca do władzy, początkowe sukcesy, megalomanię, obłęd i zasłużony upadek tyrana.
niedziela, 27 stycznia 2019
Na chwilę tu jestem i tylko na chwilę
„Wszystko, co do tej pory stworzono w Rumunii, nosi znamię fragmentaryczności […] Chwilowość dominuje nad każdą rumuńską formą bytu”. Emil Cioran, za Thomas Kunze Ceausescu. Piekło na ziemi.
„Wszystko, co do tej pory stworzono w Rumunii, nosi znamię fragmentaryczności […] Chwilowość dominuje nad każdą rumuńską formą bytu”. Emil Cioran, za Thomas Kunze Ceausescu. Piekło na ziemi.
Tę panoramę Parangu już znamy, była na google plus. Dziś mała refleksja w związku z uwagą Ciorana, wydawałoby się nieaktualną, bo z lat trzydziestych ubiegłego wieku.Proszę przyjrzeć się domom widocznym po prawej stronie na fotografii. To osada turystyczna Rânca. Jest tu kilkaset pensjonatów dla turystów pokonujących sławną wysokogórską trasę 67C. Można by się spodziewać, że w środku letniego sezonu turystycznego wszystkie hotele i pensjonaty są zajęte przez miłośników trekkingu i kilkunastokilometrowych wycieczek samochodowych na pierwszym biegu. Rzeczywiście, o nocleg tu bardzo trudno, ale nie z powodu obłożenia miejsc. Prawie żaden z tych pięknych budynków nie jest ukończony. Wieś wygląda tak, jakby wszyscy robotnicy budowlani nagle porzucili pracę i uciekli. Domy, w których nigdy nikt nie zamieszkał, zdążyły już zarosnąć pokrzywą i choć nie ma gdzie zatrzymać się na nocleg, bardzo łatwo o miejsce do dyskretnego załatwiania pilnych potrzeb przy głównej ulicy. Większość odwiedzających Rumunię turystów fotografuje rozpoczynane z rozmachem i nigdy niewykończone cygańskie pałace, nie zauważając, że cały ten kraj dotknięty jest plagą chwilowości i fragmentaryczności. Cioran cenił Cyganów za to, że nie zbudowali nigdy nic trwałego, domu, pomnika, drogi. Ja podziwiam cały rumuński naród nie tylko za to niedookreślenie i wyzierającą z każdego kąta chwilowość. Ale przede wszystkim za łagodność i przysłowiową cierpliwość.
Mămăliga nu explodează!– Mamałyga nie wybucha!
Mămăliga nu explodează!– Mamałyga nie wybucha!
Subskrybuj:
Posty (Atom)