wtorek, 5 lutego 2019

Antoni Kępiński w książce "Rytm życia" zamieścił ciekawy rozdział zatytułowany "Alkohol".
Autor artykułu, zauważając, że Polacy piją tyle samo albo nawet mniej niż inne narodowości, mają specyficzny styl picia. Stylów wyróżnia psychiatra kilka: neurasteniczny, kontaktywny, dionizyjski, heroiczny i samobójczy.
Styl neurasteniczny to częste wypijanie niewielkich ilości alkoholu w celach zniwelowania neurastenii, co niestety prowadzi do nerwicowego błędnego koła. Styl kontaktywny to picie dla uzyskania lepszego kontaktu z innymi ludźmi. Sposób to dobry na zniesienie różnic, pokonanie dystansu i własnej nieśmiałości. W stylu dionizyjskim pije się już dużo, w celu uzyskania stanu zamroczenia, by można było oderwać się od powszechności codziennej i rozbić wszystkie harmonie. Picie heroiczne wyzwala w pijących moc i gotowość do wielkich czynów, często do bezmyślnej demolki. Picie heroiczne przeplata się z samobójczym, no bo czy jest ktoś, kto by choć raz nie pomyślał o odebraniu sobie życia lub choć świadomości przy pomocy alkoholu lub narkotyków. Ostatnie style picia prowadzą według Kępińskiego do alkoholowej degradacji i śmierci społecznej.
Autor artykułu stwierdza, że Polacy lubią "pić do dna", czyli w dwóch ostatnich stylach. Uważa, że ta nuta heroiczno - samobójcza jest charakterystyczna dla Polaków, widoczna już zresztą na początku hymnu narodowego. Osławione polskie męstwo to nic innego, jak cień tęsknoty za bohaterską śmiercią. I choć Kępiński nie potwierdza istnienia zjawiska "charakteru narodowego", uważa, że społeczeństwo polskie cechuje przewaga cech histerycznych (polski szlagon) i psychastenicznych (polski kmiotek). Jak z tego wybrnąć? Kępiński radzi wzmacniać u pacjenta poczucie własnej wartości i wdrażać go w sztukę obiektywnego spojrzenia na siebie.
Postawy Polaków pijących na umór wzmacnia ujednolicające i aseksualne środowisko techniczne przeciwstawione przez Kępińskiego środowisku naturalnemu, gdzie każda indywidualność jest cechą oczywistą. Wstręt do podłej knajpy przypominającej zakładową stołówkę serwującą przez cały rok "schaboszczaka" to najlepszy powód do zamówienia znieczulającej setki. Inną przyczyna jest nuda i paradoksalnie wynikające z niej zmęczenie. Kępiński dodaje, bardzo odważnie zresztą, zważywszy na fakt, że artykuł pochodzi z 1969 roku, iż czynnikiem istotnym jest socjalizm ze swą eliminacja pieniądza, a koniecznością załatwiania wszystkiego "w oparciu o bufet".
W konkluzji stwierdza, że "ludzie pili i będą pić", więc wydawanie antyalkoholowych broszurek niewiele zmieni. Uważa, że ludzie będą jednak mniej pili, gdy będą mieli gdzie pić; w miejscach gdzie nie odczuwa się "bólu istnienia", który trzeba natychmiast zagłuszyć. Warto też, by ludzie, szczególnie młodzi, w wolnym czasie mieli jakieś zajęcia pozwalające im zabić nudę w inny sposób niż przez topienie jej w kieliszku. Postuluje też wyeliminowanie załatwiania spraw "w oparciu o bufet", przez uznanie tego procederu za łapówkarstwo.

Co zmieniło się od 1969 roku w narodzie, który Władysław Broniewski charakteryzował krótko, przedstawiając się: "Polak, katolik, alkoholik"? Chyba nic. No może mniej tych spraw o bufet opartych, bo przecież mamy w końcu PIENIĄDZE.


Zdjęcie z internetu. Na tej imprezie niestety nie byłem.