piątek, 29 lipca 2022

 Cud mniemany czyli góra Żwir w Litmanovej

Żeby kupić tani węgiel na stronie pgg potrzeba cudu. Próbuję już od kilku tygodni, czasem nawet docieram do koszyka, ale przejść do kasy nigdy mi się nie udało. Ponoć też nie ma nigdzie cukru. Nie słodzę co prawda, ale gdyby się zdarzył cud, mógłbym kupić kontener cukru i nim spekulować, bo spekulacja to ostatnio nasze narodowe zajęcie. O cud poprosić poszedłem do fachowców, na Górę Żwir, gdzie kiedyś dziewczątkom niewinnym ukazywała się Matka Boska. Co prawda już się nie ukazuje, bo dziewczątka dorosły i nieco zmądrzały, ale na dwóch ogromnych tablicach pielgrzymujący na Żwir umieścili dziesiątki tabliczek z podziękowaniami za różne cuda, przeważnie uzdrowienia od napojów alkoholickich.
Wyszedłem z Kordowca bardzo wcześnie, by zdążyć na mszę o 10.30. Szło się raźnie, bo poranek był chłodny i rośny. Na Obidzę dotarłem w trzy godziny i puściłem się dalej ścieżką żabią, bo kto nią szedł, ten wie, że urozmaicona jest rozlicznymi młakami. Widać dawno nikt ze słynącej cudami Polski po zagraniczny cud do Litmanovej nie chodził, bo ścieżka zarosła wysokimi trawami, które skutecznie przemoczyły mnie do pasa. Ledwie przekroczyłem granicę, spotkała mnie też typowa pienińska niespodzianka w postaci dwóch biegnących do mnie z głośnym szczekaniem psów pasterskich. Kiedy jednak wypadły z lasu i mnie zobaczyły, zawróciły leniwie, już bez ujadania, co mnie nieco zdziwiło, bom przytył ostatnio i jeść by miały co. Wytłumaczyłem sobie to zjawisko nieomylnym instynktem psów pasterskich, które widać uznały mnie za jeszcze jednego barana. A na barany, szczególnie jeśli idą po cud, się nie szczeka i się ich nie je. Na Żwir dotarłem od dołu drogą krzyżową, bo dość miałem przedzierania się przez mokre chaszcze. Zdążyłem jeszcze zaczerpnąć wody z cudownego źródła i zagotować cudowny makaron i kawę. Potem zaś uczestniczyłem we mszy, bo bardzo mnie interesują takie egzotyczne obrzędy. Ciekawe było kazanie, bo greckokatolicki pop prawił o szatanie i czarownikach, którym ludzie bardziej wierzą niż Bogu i trudno ich potem od wpływów tych "hadów" egzorcyzmować. Na przykład do szpitala w Starej Lubowni rodzice dzwonią po urodzeniu się dzieciątka z pytaniem o godzinę narodzin i zaraz pędzą z tą informacją do czarowników, którzy dziecku mają przewidzieć przyszłość. A czarownicy, choć obstawieni świętymi obrazami, tak naprawdę są agentami "hada". Po mszy zauważyłem, że pojawił się na końcu żwirowej polany nowy kierunkowskaz z napisem "Obidza". Postanowiłem więc wrócić nową trasą, ale niestety szybko się zgubiłem i chaszczami musiałem przedrzeć się do znanej mi już ścieżki. Na zdelegalizowanym ostatnio obidzańskim parkingu stało już kilka samochodów i otwarta buda - bar prowadzony przez właścicieli "Chaty Magury". Sprzedają tam oni dziwne specjały, od własnego cydru i wina z porzeczek, po słowackie napoje mniej i bardziej alkoholickie. Mimo że ceny są kosmiczne, skusiłem się na butelkę ciemnego piwa Steiger za 12zł, którego jestem wielkim amatorem, a które nawet na Słowacji jest trudno dostępne. Paragonu rzecz jasna nie dostałem, ale zauważyłem, że obsługujący budkę sympatyczny młody człowiek skrupulatnie odnotowywał każdy przychód w zeszycie. Na Rogacz lazłem długo nie z powodu cienkiego Steigera, ale borówek, których dostatek odkryłem na narciarskim szlaku. Na rozdrożu spotkałem panienkę z psem, która pędziła jak szalona do Rytra, ostrzegając mnie, że od Tatr idzie ogromna burza. Ponieważ, burzy w lesie nie było widać, uznałem, że jej nie ma i bez pośpiechu, z przerwą na kolejny makaron na cudownej wodzie, wróciłem na Kordowiec.
I nie byłoby puenty tej opowieści, gdyby ni w pięć ni w dziewięć nie pojawiła się za pół godziny okrutna burza. Padało jakieś dziesięć minut, ale pioruny waliły w polanę z częstotliwością dziesięciu na minutę. Wreszcie jeden trafił rosnący jakieś sto kroków od chaty wysoki modrzew. I to był CUD, że nie we mnie.

Uboższa z lewej i bogatsza z prawej

Pozieleniała

Tablica witająca putników

Odrobina Tatr w tle

Dorosła Ivetka

Msza piknikowa

Odtąd nie ryby, a euro łowić będziesz

Modrzew trafiony piorunem

W zbliżeniu


Prawie sierpniowo,

krajobrazowo, bo sarenek więcej nie będzie, gdyż od dwóch dni mordercy ze sztucerami czają się na Kordowcu. Moja wierna przyjaciółka kózka zapewne już spotkała się ze swym Ojcem w sarnim niebie.