Wielka Smuta albo kilka dni bez gazdy
Nie wiem, co się stało. Martwy zajączek, którego znalazłem pod gruszą, nie miał widocznych obrażeń. Przypuszczam, że napił się wody z miski, którą wystawiłem dla pliszek. Woda w misce była brunatna, jakby ktoś ją czymś zaprawił. Brunatne deszcze podczas mojej nieobecności raczej nie padały. Zająca pochowałem, pliszki zniknęły. Wielka smuta.
Człowiek jest okrutny, zapewne zamierzał otruć psa, którego zresztą nie mam. Natura jednak zwycięży. Dziś zajechało pod dom sąsiada Porsche Cayenne (rej. WY). Eleganckie towarzystwo wysiadło i poszło szlakiem w stronę Rytra, zapewne by oglądać polanę Burdelówka, którą niedawno zakupiło. Wrócili, zajęli miejsca w wygodnych fotelach, uruchomili 474 KM i rozpoczęli zjazd. Nasłuchiwałem, czy będzie BUM. Bumu nie było, jedynie pisk i zgrzyt. Poszedłem zobaczyć efekt górskiej przygody Sebastianów. Porsche stało przy kapliczce na Ostatkach. Z prawego przedniego koła skała zdarła oponę. Dzielny kierowca offroadowy zjechał z Kordowca na feldze. Pasażerowie pogrążeni w Wielkim Smutku kontynuowali górską przygodę na piechotę.