Galicyanie, pamiątki rabacji
Dołega - dwór, Marianna (Maria) Pikuzińska
Źrodło: Rabacja na Powiślu. Dziennik Marianny Pikuzińskiej, Tarnów 2006, oprac. K. Bańburski, Wł. Konieczny
Dziennik Pikuzińskiej, cenne świadectwo czasów rabacji, to też i chyba przede wszystkim zapis rozterek duchowych siedemnastoletniej panny, którą matka dla podreperowania upadłego majątku w Dołędze chce wydać za Mikołaja [Rydla?], ponoć w pannie zakochanego. Swat Henryk Rogaliński zostaje przez matkę przyjęty, ale córka wspierana przez brata Teofila nie chce wyjść za mężczyznę, który jej się nie podoba i którego nie kocha. Zdaje się, że jednak pogodziłaby się z losem, gdyby nie zjawienie się w Dołędze Aleksandra Babczyńskiego (Bobczyńskiego z Niewistki), kolegi Teofila z gimnazjum. Ten wesoły młodzieniec zyskuje sympatię Marianny i sam w niej zakochany stara się być jak najbliżej dziewczyny. Jeździ za nią nawet do Krakowa. Niestety, matce ten zalotnik nie odpowiada. Jest dla niego niemiła i chroni przed nim córkę. Aleksander zamieszany w spisek zostaje aresztowany w Sanockiem. Pragnie poświęcić się dla rodziny Pikuzińskich i wziąć na siebie winę Teofila. Nie wie, podobnie jak rodzina, że ten został przez chłopów zabity już w pierwszym dniu powstania. Babczyński zostaje skazany na 20 lat. Marianna w 1848 wychodzi za mąż za trzynaście lat starszego Aleksandra Schwarzburg Günthera, syna Antoniego, żołnierza Napoleońskiego osiadłego w Galicji. Czy było to małżeństwo zawarte z miłości, czy z woli zrujnowanej po rabacji matki, nie wiadomo, gdyż dziennik urywa się wcześniej. W każdym razie małżeństwo doczekało się aż dziewięciorga dzieci. Marianna była, mimo braku wykształcenia, na które matki nie było stać, osobą inteligentną, nieprzeciętnej urody, nieco egzaltowaną, jednak asertywną. Dziennik prowadziła od września 1845 do stycznia 1847.
Dołęga była wsią biskupią do 1782 roku. Po kasacie józefińskiej znalazła się w rękach prywatnych. Pierwszą właścicielką była Justyna Bratkowska (1794 - 1868), która majątek wniosła w wianie Julianowi Pikuzińskiemu. Małżeństwo to doczekało się dwojga dzieci: Teofila (1818 – 1846) i Marianny (1829 – 1906). Teofil ożeniony z Anna Burzyńską miał pięcioro dzieci i zamieszkał w nowo wybudowanym dworze, zaś Marianna po krótkim pobycie na pensji mieszkała z owdowiałą matką, która nosiła się z zamiarem sprzedaży podupadłego po śmierci męża majątku. Dwór w Dołędze był przez lata ośrodkiem tej szczególnej, samobójczej odmiany szlacheckiego patriotyzmu, który prowadził najczęściej na szubienicę, do więzienia, śmierci pod chłopskimi cepami, w a najlepszym wypadku do utraty majątku. Teofil Pikuziński działalność spiskową rozpoczął już w 1835 w bocheńskim gimnazjum. W grudniu 1845 groziło mu aresztowanie, gdyż knowań nie zaprzestał. Wziął udział w nieszczęsnej wyprawie na Tarnów. 18 lutego udał się na zbiórkę do Mikołaja Rydla w Woli Sczucińskiej, skąd powstańcy przez Bolesław, Łukową i Sieradzę zamierzali dostać się na cmentarz choleryczny w Klikowej, gdzie oczekiwano znaku do uderzenia na miasto od powstańców zdążających z południa. Teofil nie dotarł nawet do Łukowej, gdzie doszło do największej po Gdowie potyczki z chłopami, w której zginęło ok. 20 powstańców. Brat Marianny został prawdopodobnie zabity w karczmie Wytrząska k. Partyni. Tam widziano jego zwłoki, czego potwierdzenie rodzina uzyskała dopiero w latach trzydziestych XX w. Po wyjeździe Teofila we dworze zostały same kobiety z dziećmi. Służba się rozproszyła. Anna, żona Teofila przeniosła się z dziećmi do matki. Chłopi najpierw uderzyli na dom Teofila; wybili szyby i zrabowali wnętrze. Chwilę później wyłamano drzwi i tłuszcza wtargnęła do dworu Pikuzińskiej. Pod pozorem poszukiwania broni i ukrytych Polaków zrabowano dwór i zniszczono wyposażenie, nie czyniąc jednak krzywdy mieszkańcom. Na drugi dzień chłopi przyprowadzili przebraną w surduty służbę dworską – stolarza, kucharza, lokaja i furmana Teofila Purchlę. Kiedy zaczęli ich katować, Marianna rzuciła się im na ratunek, ale sama zagrożona, została zatrzymana przez matkę w pokoju. Banda nie zrabowała jednak stajni i spichrzu. Było więc mleko dla dzieci, ale kobiety zostały zupełnie bez pieniędzy.
W czasie powstania styczniowego dwór w Dołędze pełnił funkcję punktu zbornego udających się do powstania. Tu w kapliczce dworskiej odbierano od nich przysięgę. W dworze przyjmowano też na rekonwalescencję rannych powstańców, którymi opiekowała się Marianna. Obecnie dwór zgodnie z wolą ostatniej właścicielki Jadwigi z Güntherów Tumidajskiej (1890 – 1981) pełni funkcję muzeum.
Wendorfowa
Dziennik Marianny Pikuzińskiej wyjaśnia los Wendorfów i przy okazji rozgrzesza ks. Ujejskiego oskarżonego przez Dembińskiego o brak serca dla pokrzywdzonych w rabacji [patrz post 9.07.2024].
Wendorfowa po wypadkach w Woli Przemykowskiej dostała pomieszania zmysłów. 1 marca w kościele chciała zastąpić księdza i śpiewała „Dominus”. Córki zabiegały, by mogła zobaczyć się z uwięzionym mężem, co według doktorów mogło jej przywrócić zmysły, ale zostały przez Breinla „wyproszone za drzwi”. Chorą musieli wiązać do łóżka i trzymać mocno, bo gryzła wszystkich. „ W parę tygodni po tych rabunkach – pisze Pikuzińska – byłyśmy w kościele, a po mszy wstąpiły na plebanię. Nagle wpada Józia Wendorfówna, blada jak trup, zamaczana – klęka przed ks. proboszczem, żeby jechał do matki, bo umiera na błoniu. Ale ks. Ujejski wiedząc, że obłąkana posłał tylko ludzi i konie, któremi i Józia pojechała. Niedługo przywożą ją nagą, pokaleczoną, zakrwawioną, futrem tylko owiniętą i powiązaną. Z twarzą siną, włosami rozczochranemi i śpiewającą krakowiaki. Ledwie kilku ludzi z pomocą córek zdjęli ją z wozu i złożyli w szpitalu. Opowiedziały, że matka parę dni była spokojną, że chciały przyjechać na plebanię, żeby się co dowiedzieć, ale na błoniach dostała takiego paroksyzmu, że wyskoczyła z wozu, potargała na sobie wszystko i uciekła po wodzie i lodach – ludzie zdołali ją schwycić i z pomocą nadeszłych ludzi powiązać. Parę dni leżała w szpitalu, żeby cokolwiek rany pogoić. Odwiedzałyśmy ją i przywoziły co mogły do jedzenia. Zawieźli ja potem do Bochni i tam umarła”. [Dziennik, s. 37, 38].
Nie rozgrzesza natomiast Ujejskiego i jego obecnej na plebanii siostry Józia Wendorfowa, której ksiądz odpowiedział, że „warjatów nie spowiada”, a jego siostra odmówiła wydania bielizny dla chorej. Nie wspomina również, by Ujejski wysłał konie po chorą. Została ona przywieziona do Zaborowa przypadkowo spotkaną chłopską furmanką.
Wendorfową umieszczono w „szpitalu” czyli w chłopskiej zimnej chałupie, gdzie nic prócz łóżka nie było. Chłopki dały jej ubranie, a Pikuzińska z córką zaopiekowały się chorą i pomogły Józi w przewiezieniu jej do domu. Po pięciu dniach po Wendorfową przyjechała w asyście żołnierzy córka Ludwika Treszkowa, której mąż był rządcą w Jadownikach. Tam 14 marca nie odzyskawszy przytomności Wendorfowa „skończyła męczeński żywot”. Pochowano ją w Brzesku ze składki Żydów, którzy wiedząc o nieszczęściu rodziny Wendorfów zebrali 100 złr. na pogrzeb. Wendorf został uwolniony kilka dni po pogrzebie małżonki. Zrujnowany przeniósł się do córki Elżbiety Gokertowej zamężnej w Medyni w Rzeszowskiem. Zabrał ze sobą Józię i najmłodszą Marynię, Rózię oddał do klasztoru benedyktynek w Przemyślu. Dziewiętnastoletnia Frania, która towarzyszyła ojcu w gehennie wkrótce zmarła. [Relacja Józi: Dziennik Literacki, nr 39, 1863]
PS W dworze znajduje się słynny obraz "Rabacja chłopska 1846" Jana Lenartowicza. Niestety, w czasie mojej wizyty był on wypożyczony. "Dziennika" Marianny Pikuzińskiej również nie udało mi się zakupić w muzeum. Na szczęście nieliczne tarnowskie biblioteki mają jeszcze kilka egzemplarzy tej książki; mnie udało się wypożyczyć ją w Wojniczu.
|
Kapliczka dworska
|
|
Parking i pole namiotowe
|
|
Wnętrze chałupy bogatego kmiecia
|
|
Wnętrze dworu
|
|
Marianna (Maria) Pikuzińska i Aleksander Günther |
|
Dwór |