niedziela, 31 lipca 2022

 Wilgotny, ciepły i cichy poranek albo Pożegnanie lipca





piątek, 29 lipca 2022

 Cud mniemany czyli góra Żwir w Litmanovej

Żeby kupić tani węgiel na stronie pgg potrzeba cudu. Próbuję już od kilku tygodni, czasem nawet docieram do koszyka, ale przejść do kasy nigdy mi się nie udało. Ponoć też nie ma nigdzie cukru. Nie słodzę co prawda, ale gdyby się zdarzył cud, mógłbym kupić kontener cukru i nim spekulować, bo spekulacja to ostatnio nasze narodowe zajęcie. O cud poprosić poszedłem do fachowców, na Górę Żwir, gdzie kiedyś dziewczątkom niewinnym ukazywała się Matka Boska. Co prawda już się nie ukazuje, bo dziewczątka dorosły i nieco zmądrzały, ale na dwóch ogromnych tablicach pielgrzymujący na Żwir umieścili dziesiątki tabliczek z podziękowaniami za różne cuda, przeważnie uzdrowienia od napojów alkoholickich.
Wyszedłem z Kordowca bardzo wcześnie, by zdążyć na mszę o 10.30. Szło się raźnie, bo poranek był chłodny i rośny. Na Obidzę dotarłem w trzy godziny i puściłem się dalej ścieżką żabią, bo kto nią szedł, ten wie, że urozmaicona jest rozlicznymi młakami. Widać dawno nikt ze słynącej cudami Polski po zagraniczny cud do Litmanovej nie chodził, bo ścieżka zarosła wysokimi trawami, które skutecznie przemoczyły mnie do pasa. Ledwie przekroczyłem granicę, spotkała mnie też typowa pienińska niespodzianka w postaci dwóch biegnących do mnie z głośnym szczekaniem psów pasterskich. Kiedy jednak wypadły z lasu i mnie zobaczyły, zawróciły leniwie, już bez ujadania, co mnie nieco zdziwiło, bom przytył ostatnio i jeść by miały co. Wytłumaczyłem sobie to zjawisko nieomylnym instynktem psów pasterskich, które widać uznały mnie za jeszcze jednego barana. A na barany, szczególnie jeśli idą po cud, się nie szczeka i się ich nie je. Na Żwir dotarłem od dołu drogą krzyżową, bo dość miałem przedzierania się przez mokre chaszcze. Zdążyłem jeszcze zaczerpnąć wody z cudownego źródła i zagotować cudowny makaron i kawę. Potem zaś uczestniczyłem we mszy, bo bardzo mnie interesują takie egzotyczne obrzędy. Ciekawe było kazanie, bo greckokatolicki pop prawił o szatanie i czarownikach, którym ludzie bardziej wierzą niż Bogu i trudno ich potem od wpływów tych "hadów" egzorcyzmować. Na przykład do szpitala w Starej Lubowni rodzice dzwonią po urodzeniu się dzieciątka z pytaniem o godzinę narodzin i zaraz pędzą z tą informacją do czarowników, którzy dziecku mają przewidzieć przyszłość. A czarownicy, choć obstawieni świętymi obrazami, tak naprawdę są agentami "hada". Po mszy zauważyłem, że pojawił się na końcu żwirowej polany nowy kierunkowskaz z napisem "Obidza". Postanowiłem więc wrócić nową trasą, ale niestety szybko się zgubiłem i chaszczami musiałem przedrzeć się do znanej mi już ścieżki. Na zdelegalizowanym ostatnio obidzańskim parkingu stało już kilka samochodów i otwarta buda - bar prowadzony przez właścicieli "Chaty Magury". Sprzedają tam oni dziwne specjały, od własnego cydru i wina z porzeczek, po słowackie napoje mniej i bardziej alkoholickie. Mimo że ceny są kosmiczne, skusiłem się na butelkę ciemnego piwa Steiger za 12zł, którego jestem wielkim amatorem, a które nawet na Słowacji jest trudno dostępne. Paragonu rzecz jasna nie dostałem, ale zauważyłem, że obsługujący budkę sympatyczny młody człowiek skrupulatnie odnotowywał każdy przychód w zeszycie. Na Rogacz lazłem długo nie z powodu cienkiego Steigera, ale borówek, których dostatek odkryłem na narciarskim szlaku. Na rozdrożu spotkałem panienkę z psem, która pędziła jak szalona do Rytra, ostrzegając mnie, że od Tatr idzie ogromna burza. Ponieważ, burzy w lesie nie było widać, uznałem, że jej nie ma i bez pośpiechu, z przerwą na kolejny makaron na cudownej wodzie, wróciłem na Kordowiec.
I nie byłoby puenty tej opowieści, gdyby ni w pięć ni w dziewięć nie pojawiła się za pół godziny okrutna burza. Padało jakieś dziesięć minut, ale pioruny waliły w polanę z częstotliwością dziesięciu na minutę. Wreszcie jeden trafił rosnący jakieś sto kroków od chaty wysoki modrzew. I to był CUD, że nie we mnie.

Uboższa z lewej i bogatsza z prawej

Pozieleniała

Tablica witająca putników

Odrobina Tatr w tle

Dorosła Ivetka

Msza piknikowa

Odtąd nie ryby, a euro łowić będziesz

Modrzew trafiony piorunem

W zbliżeniu


Prawie sierpniowo,

krajobrazowo, bo sarenek więcej nie będzie, gdyż od dwóch dni mordercy ze sztucerami czają się na Kordowcu. Moja wierna przyjaciółka kózka zapewne już spotkała się ze swym Ojcem w sarnim niebie. 


 

środa, 27 lipca 2022

Z Kolbergiem po kraju

U tej krynicy, u tej kaliny
Jasio fujarką kręcił z wierzbiny 





 

sobota, 23 lipca 2022

piątek, 22 lipca 2022

 Wierzbówka kiprzyca



czwartek, 21 lipca 2022

 Cikawostki widokowe

Trzy Korony, Veľký Rozsutec i Minčol widziane spod Wielkiego Rogacza. Do Rozsutca 111,7 km.


 

niedziela, 17 lipca 2022

 Cikawostki widokowe

Krzyż na Giewoncie widziany z Rogacza


sobota, 16 lipca 2022

 Jak dobrze wstać skoro świt






piątek, 15 lipca 2022

 Sielanka o domu



 

środa, 13 lipca 2022

 Klasa robotnicza

 Nadleśnictwo wzbogaciło wieżę na Radziejowej o informacyjne tablice widokowe. Wreszcie nie trzeba nikomu objaśniać, gdzie jest i co widzi przez telefon. Całe szczęście, bo pieczątkarzy* tam setki.

*pieczątkarz - chłop, baba lub bombelek, który wchodzi (jeśli się nie da wjechać) najkrótszą drogą na jakąś górę wyłącznie po to, żeby se przybić w książeczce pamiątkową pieczątkę i sfotografować telefonem własną gębę na tle znaku. Przeważnie jest to zdobywca "Korony Gór Polski" lub entuzjasta jakiegoś innego, mniej znanego konkursu nagradzanego odznaką, która po kilku latach ląduje w śmietniku. Bardziej rozgarnięci pieczątkarze nie wchodzą na szczyt całą bandą, ale wysyłają delegata z plecakiem pełnym książeczek.

PS Ważna informacja: Pieczątkarz na górę nie wchodzi, nie zdobywa jej, tylko ją "robi". Podobnie "robi" odznakę lub jakiś odcinek szlaku.




 Żeby życie miało smaczek

dziś dziewczynka, wczoraj chłopaczek



wtorek, 12 lipca 2022

 Skromność



 

poniedziałek, 11 lipca 2022

 Galicyanie, pamiątki rabacji

Czermna, grób ks. Ludwika Gromadzkiego

W pamięci wiecznej będą sprawiedliwi

Ludwik Gromadzki urodził się w 1813 roku w Osobnicy w rodzinie ziemiańskiej. Po wyświęceniu w 1836 był wikarym w Zarszynie, potem od 1838 w Jasielnicy Rosielnej. W 1841 objął probostwo w Targowiskach. W 1846 został uwięziony za agitację do powstania i skazany na 15 lat Spielbergu, gdzie przybył 8 sierpnia 1847. Amnestionowany 25 marca 1848 objął probostwo w Czermnej. Zmarł tamże 1 maja 1853 r.
Pochowany jest na starym cmentarzu w Czermnej w grobie odnowionym w 1976 r. z inicjatywy ówczesnego proboszcza Wojciecha Lipki.

Losy jego rodziny - patrz wpis na tym blogu z 3 lipca 2022.




 

niedziela, 10 lipca 2022

 Galicyanie, pamiątki rabacji

Krzyż wotywny przy drodze Głowaczowa - Czarna

Być może w miejscu, gdzie chłopi znaleźli uciekającą z Głowaczowej Wolską, żonę dziedzica. Zaciągnęli ją do najbliższej chałupy, ograbili, odarli z odzieży i zabili. Razem z nią zginął też lokaj Ignacy. W tym samym lesie szukali też schronienia Żurowscy, którzy gościli w Głowaczowej. Żurowski został zatłuczony cepami na drodze, a jego żonę uratował miejscowy leśniczy.

Drewnianych krzyży, które Orłowicz w "Ilustrowanym przewodniku po Galicyi..." nazywa rabacyjnymi, znaleźć można setki w okolicach na północ od Dębicy, Pilzna i Tarnowa. Stawiano je po rabacji, przeważnie przy okazji misji, którymi kierował ks. Antoniewicz. Drewno jest materiałem nietrwałym, więc te szczególne pomniki były wymieniane wielokrotnie, choć rzadko zmieniano miejsce ich usytuowania. Dziś zapomniano już o ich pierwotnym pokutnym przeznaczeniu.



 


sobota, 9 lipca 2022

 Galicyanie, pamiątki rabacji

Odporyszów, ks. Stanisław Morgenstern

Informacje o ks. Morgensternie można znaleźć w Wikipedii (link). Trzeba jednak uzupełnić zebrane tam wiadomości o ciekawą informację umieszczoną w książce Mariana Morawczyńskiego Rzeź 1846 r. Otóż autor podaje, że ks. Morgenstern wszedł w skład oddziału powstańczego, który zorganizował Brodzki z Jastrząbki Nowej. Powstańcy w drodze na Tarnów zostali w Żukowicach napadnięci przez chłopów. Wywiązała się strzelanina, jeden z chłopów został ranny. Spiskowców ujęto, zbito i związano. Wiadomo też, że Morgenstern ratował się przed razami, rozdając 80 guldenów i że chronił go jakiś chłop z jego parafii.







piątek, 8 lipca 2022

 Dla urozmaicenia włoszczyzna karpacka

Chłop karpacki, okaz typowy: mały mózg, garb i słuszne rogi.

PS Wczoraj, gdym grabił siano, od miejscowego kłusownika dowiedziałem się, że "Sarny możno łapać i jeść, ale dzików nie, bo majo włoszczyzne".


czwartek, 7 lipca 2022

 Galicyanie, pamiątki rabacji

Rymanów, ks. Adam Bielecki

Adam Bielecki urodził się 19 grudnia w Górzance par. Wołkowyja w rodzinie właściciela dóbr. W 1834 objął stanowisko prefekta seminarium duchownego w Przemyślu i wykładowcy historii Koscioła i prawa kanonicznego. Wkrótce stanął na czele przemyskiego oddziału utworzonego w 1835 w Krakowie Stowarzyszenia Ludu Polskiego. Pod jego kierownictwem przemyski zbór stał się najprężniej działającą placówką konspiracyjną. Władze jednak nieustannie inwigilowały to stowarzyszenie i Bielecki 29 lipca 1836 usunięty został z seminarium, i przeniesiony na wiejską parafię do Stobiernej. W latach 1840 - 41 władze dokonały masowych aresztowań spiskowców. W procesie, który zakończył się dopiero w 1845 ks. Bielecki zostaje skazany na karę śmierci, która w drodze łaski zamieniono na internowanie w klasztorze reformatów w Bieczu. Widać, że Bielecki nie zaprzestał działalności spiskowej i sposobił się do udziału w powstaniu, gdyż w 1846 dał furtianowi 400 fl. do przechowania na wypadek, gdyby zginął. Wiadomo też, że organizatorzy powstania obiecywali Bieleckiemu oddać w zarząd diecezję przemyską. Po skompromitowaniu powstania Bielecki zostaje przeniesiony do kapucynów w Rozwadowie. Amnestionowany w 1848 obejmuje probostwo w Rymanowie. W tym samym roku zostaje delegatem na Zjazd Słowiański w Pradze, a potem posłuje w Wiedniu i Kromieryżu. Umiera w Rymanowie 18 kwietnia (lipca?) 1859 r.





środa, 6 lipca 2022

 Galicyanie, pamiątki rabacji

Rymanów, grób ks. Jana Maciejewskiego

Ks. Jan Maciejewski (w źródłach częste "Edward", "Maciejowski") urodził się w 1807 r. Tyczynie w rodzinie mieszczańskiej. Po wyświęceniu w 1834 był wikariuszem w Głogowie Młp., potem posługiwał w Górnie i Sękowej. W 1840 objął probostwo w Załężu. Zagitowany przez Franciszka Wolańskiego gromadził broń, a 21 lutego 1846 wezwał do siebie wójta Józefa Dzika i przysiężnego Andrzeja Wolka, którym polecił, by uzbrojoną gromadę przyprowadzili pod las niegłowicki. Niedługo potem przybył do niego ks. Dyszyński z Cieklina z wiadomością, że powstanie odwołane. Maciejewski wezwał do siebie chłopów, by odwołać, co wcześniej powiedział, ale ci już zdążyli go zadenuncjować i ksiądz został aresztowany. W 1871 po przejściu na emeryturę mieszkał w Borku, Chmielniku i Rymanowie. Zmarł w Rymanowie 2 października 1894 r.