Ornitologia wybiórcza
![]() |
Ptaszek milczący |
![]() |
Ptaszek ćwierkający |
Ptaszki uratowane
Jakiś drapieżnik próbował nocą poszerzyć otwór w budce lęgowej, by wybrać młode. Na szczęście mu się to nie udało i sikory ocalały. Rodzice kontynuują więc karmienie, przynosząc robaczki i wynosząc odchody. Bedę musiał uciąć gałąź pod budką, by utrudnić drapieżnikom dostęp do lęgu. Na razie jednak nie mogę tego zrobić, gdyż mógłbym wypłoszyć ptaki.
Kosodrozd
Lejeni nie będzie mimo zamówienia, bo przychodzą w ilościach hurtowych, ale późno, po zmierzchu. Można je obserwować, ale fotografować już raczej nie ze względu na brak światła. Poroża wreszcie im odrosły i wytarły, więc wyglądają imponująco. Szkoda, że nie mam fotopułapki, ale te urządzenia lepszej klasy są bardzo drogie, a tanie szybko się psują. Ostatnie upały odsłoniły nowych mieszkańców okolic chaty. Łatwo teraz obserwować węże wygrzewające się na kamieniach. Drozdy już żerują samodzielnie, przyzwyczaiły się do mnie i kompletnie nie reagują na moja obecność. Wśród żerujących na skoszonym trawniku pojawia się jeden ptak wyglądający na skrzyżowanie drozda z kosem. Niby jest to samiczka kosa, ale kropki na piersiach odziedziczyła chyba po mamie drozdowej. Żeruje zresztą z młodymi drozdami i nie jest tak panicznie płochliwa jak kosy. Na obu zdjęciach można zauważyć, że kosodrozd ma kleszcze. To wina myszarek leśnych, które wyżywiły miliony nowych pasożytów.
Do regularnego zamieszczania zdjęć wrócę zapewne na początku lipca, kiedy dla zaszczepionych otworzą granice i będzie można pojechać do Słowacji i Rumunii.
Pani drozdowa coś niewyraźna, chyba dlatego, że pracuje jak szalona. Wykarmiła już dwa takie wyraźne kurczaki, które odleciały. Teraz ganiają za nią jeszcze trzy bobasy i rozdziawiają dzioby. To ciekawe, że nie wystarczą im trzy posiłki dziennie; właściwie to muszą jeść bez przerwy. Pani drozdowa, choć napracuje się do bólu skrzydeł, na żadną wdzięczność liczyć nie może, bo kiedy taki grubas odrobinę dorośnie i zrozumie, że sam potrafi zapychać brzuch, odleci i tyleś go widziała.
Przed kilku laty odwiedziła Kordowiec pewna sympatyczna Chinka. Wypytałem ją, jak wymawiać nazwisko noblisty Mo Yan ('mo jan', a nie 'mo dzian' jak myślałem), ale zapomniałem jej zaproponować, aby ugotowała sobie nietoperze, które gnieżdżą się na strychu i często budzą mnie w nocy, latając po pokoiku, w którym śpię. Ponieważ boję się, żeby mi to latające świństwo nie wplątało się we włosy albo przegryzło tętnicę, zakupiłem u pana Daniela (danpro.sklep.pl) budki dla nietoperzy i powiesiłem je na południowej ścianie. Niech sobie tam zwisają na zewnątrz, a ja spokojnie się wyśpię, bo nie jestem jak Isabelle Adjani (Lucy Harker), która w ekstatycznym poświęceniu pozwoliła się wyssać do sucha.
Budek dla kosów nie kupiłem, bo mi się zdaje, że już się ścielą, więc na zakładanie dla nich domków trochę za późno.
Budki lęgowe, czyli czas na założenie własnej rodziny
Sroga zima w pełni, ale trzeba już nieśmiało myśleć o wiośnie. A wiosna to ptaszki. Wymyśliłem więc, żeby zacząć robić budki lęgowe, ale kiedy sprawdziłem ceny struganych desek, okazało się, że taniej wyjdzie kupić gotowe budki oferowane w sprzedaży wysyłkowej. Zamówiłem więc, czcząc szóstą rocznicę panowania nam Wielkiego Miłośnika Zwierząt, 6 sztuk budek typu A i A1. Dziś przyszły (https://danpro.sklep.pl/). Są wykonane perfekcyjnie. Drewno dobrej jakości, elementy znakomicie spasowane, jednym słowem fajn mebel. Powieszę je na ścianach chaty i okolicznych drzewach. Budki, które już mam, będą służyły głównie małym ptakom, trzeba więc będzie dokupić kilka sztuk półotwartych dla kopciuszków, większe dla sójek i sów oraz specjalne konstrukcje dla nietoperzy.
Jakoś trzeba ptaszkom pomóc, bo pamiętam, że kiedy przed laty chata była trwałą ruiną, na każdej płotwi było gniazdo. Obecnie nie ma nic. Ponieważ lasy są intensywnie wycinane, nie ma też w okolicy Kordowca starodrzewu z dziuplami, które służyłyby do lęgów.
Zdarza się, że odwiedzający mnie w chacie znajomi przywożą dla mnie jakieś prezenty. Jeśli więc czytacie te słowa, zapamiętajcie: Od dziś przyjmuję tylko budki lęgowe, a każdy kto taką przyniesie otrzyma dwa gwoździe, młotek i drabinę. Drzewo dla założenia własnej rodziny wybierze sobie sam.
Tradycyjne wiadomości niedzielne
Na górach wiatruje. Mocno, jakby chciało się wywiać za całe ciche lato. Chmurzyska przewala, liście bukom obdziera i sypie bukowymi orzeszkami. Do lasu strach wejść bez kasku, gdyż łatwo oberwać jakimś konarem. Wczoraj grzybobrałem, bo prawdziwki nadal sypią, ładne, z grubymi korzeniami i prawie nierobaczywe. Rydze rosną tuż za progiem, a na starych pniach pojawiły się opieńki. Grzyby trudno suszyć, bo komin działa na wspak i dym zamiast w kosmos leci do izby. Ptaki usiłują odlecieć na południe, ale rzadko udaje im się utrzymać klucz lecąc pod wiatr. Nadzieję miałem pojeść orzechów laskowych, które przed tygodniem były jeszcze niedojrzałe, lecz "ktoś" obrał wszystkie. Tego "ktosia" znacie, pojawia się przed świtem i przed zmierzchem, kopie grzyby, przegania sarny i morduje padalce - "żmije". O poranku widziałem Jadzię z dziećmi, gonił je jakiś pies. Koźlaczki pięknie urosły i niewiele mniejsze są od mamy. Jelenie natomiast przychodzą nocą po gruszki; objadły gruszę na wysokość dwóch metrów i sprzątają to, co spadnie. Dziś msza na Jackowej Pościeli, kiedyś lubiłem na nią chodzić. Niestety obecnie zamiast "mszy dla wędrowców" jest to zlot motorów i samochodów okolicznych wieśniaków. Kolejne miejsce nazwane "świętym", które trzeba omijać z daleka. Na szlaku widać licznych turystów, ale do chaty nie zachodzi już nikt. I dobrze.