sobota, 25 stycznia 2020

Lódu mój lódu

Byłem dziś na inspekcji w chacie. Wyszedłem lasem od Małej Roztoki. Leśne drogi są bardzo niebezpieczne; pod cienką warstewką śniegu czai się lód. Bez raczków, bez szans. W chacie milczący mróz, - 5 na zewnątrz i - 4 wewnątrz, ale żadna rurka nie pękła. Wracałem przez Poczekaj i Żabieńce, bo mi się zdawało, że powinna tam być fotogeniczna szadź. Niestety, ostatnia wichura zrzuciła z drzew wszystek lód. Zwierząt też żadnych nie spotkałem, a szkoda, bo dźwigałem dużą lufę. Na Poczekaju zasiadłem na desce, którą ktoś położył pod południową, ciepłą ścianą babcynej chałupinki. Zastanawiałem się, czy babka Ludwika i Jacek od Pościeli pija w niebie kawo. Chyba nie, bo Jan XXII ogłosił, że do nieba idą same dusze, a ciała dołączą dopiero po sądzie ostatecznym, który nie wiadomo kiedy nastąpi. Smutno musi być w niebie duszom; bez oczu Boga oglądać nie mogą, a bez gardła ani kawo, ani innego napoju, który skraca długie czekanie, wypić się nie da.


Kościół w Kremnej