Lis i kozieł
niedziela, 31 maja 2020
sobota, 30 maja 2020
czwartek, 28 maja 2020
środa, 27 maja 2020
poniedziałek, 25 maja 2020
niedziela, 24 maja 2020
sobota, 23 maja 2020
Kolejne potwierdzenie
Do Stija (Stoja/Stoha) 209, 8 km.
PS wieczorne. Jednak z Radziejowej widać "Węgry". Symulacje pokazują w zasięgu Nagy - Milic (Wielki Milicz). Szczyt graniczny słowacko - węgierski w Tokaju. Niedaleko jest, więc przy najbliższej okazji pokażę jak Słowacy wespół z Węgrami gotują na nim kotlikowy gulasz, kłócą się, do kogo należy ta kraina, kto był zawsze pastuchem, kto panem, a wszystkie te dialogi zapijają winem tokaj, które też zresztą jest sporne.
Do Stija (Stoja/Stoha) 209, 8 km.
PS wieczorne. Jednak z Radziejowej widać "Węgry". Symulacje pokazują w zasięgu Nagy - Milic (Wielki Milicz). Szczyt graniczny słowacko - węgierski w Tokaju. Niedaleko jest, więc przy najbliższej okazji pokażę jak Słowacy wespół z Węgrami gotują na nim kotlikowy gulasz, kłócą się, do kogo należy ta kraina, kto był zawsze pastuchem, kto panem, a wszystkie te dialogi zapijają winem tokaj, które też zresztą jest sporne.
piątek, 22 maja 2020
czwartek, 21 maja 2020
środa, 20 maja 2020
Dzisiaj po zdalnej pracy znów pognałem na Radziejową, bo mi się zdawało, że widzialność jest znakomita. Na miejscu okazało się, że rzeczywiście mi się zdawało.
Już tam nie pójdę, lepsze te jelenie tuż za rogiem zamiast trzech godzin marszu pod górę, trzech zamarzania na wygwizdowie i dwóch powrotnych z klęską na grzbiecie. Do dudy z tą wieżą.
PS Dziś było prawie bezludnie, bo tylko troje młodych ludzi weszło na górę. Pytali mnie, czy z Radziejowej widać Węgry. Odpowiedziałem, że nie, bo zasłaniają je Niskie Tatry. Ale kiedy Węgrzy gotują gulasz, widać dym.
link do dużego obrazka
Już tam nie pójdę, lepsze te jelenie tuż za rogiem zamiast trzech godzin marszu pod górę, trzech zamarzania na wygwizdowie i dwóch powrotnych z klęską na grzbiecie. Do dudy z tą wieżą.
PS Dziś było prawie bezludnie, bo tylko troje młodych ludzi weszło na górę. Pytali mnie, czy z Radziejowej widać Węgry. Odpowiedziałem, że nie, bo zasłaniają je Niskie Tatry. Ale kiedy Węgrzy gotują gulasz, widać dym.
link do dużego obrazka
wtorek, 19 maja 2020
U Indian, Eskimosów, ludów Syberii i w Chinach szeroko znana jest legenda o biedaku, do którego każdego ranka przychodził lis - zrzucał skórę pokrytą sierścią i zmieniał się w kobietę. Biedak to odkrył, ukrył futro, a wtedy lis został jego żoną. Ale kiedy żona po dłuższym czasie znalazła swoje futro, wcieliła się z powrotem w lisa i na zawsze porzuciła biedaka.
Dubravka Ugrešić Lis
Dubravka Ugrešić Lis
poniedziałek, 18 maja 2020
Sarenka ma na imię Zosia, ale puszczyk uralski, kolejne udomowione przeze mnie w maju stworzenie nadal jest bezimienne. Jakieś propozycje? Bo chrzciny wkrótce.
PS Zamieszczam zdjęcia przyrodnicze, bo w ostatni weekend znany i lubiany leśnik - przyrodnik pan Kazimierz Nóżka skompromitował się doszczętnie, pijąc wódkę z niewłaściwym człowiekiem w niewłaściwym miejscu. Ktoś musi go teraz zastąpić.
PS Zamieszczam zdjęcia przyrodnicze, bo w ostatni weekend znany i lubiany leśnik - przyrodnik pan Kazimierz Nóżka skompromitował się doszczętnie, pijąc wódkę z niewłaściwym człowiekiem w niewłaściwym miejscu. Ktoś musi go teraz zastąpić.
niedziela, 17 maja 2020
Radziejowa
Wieża na Radziejowej to inwestycja ślimaka. Gotowa była już 1 grudnia, kiedy pierwszy raz nielegalnie na nią wszedłem. Po pięciu miesiącach od ukończenia wejście nadal jest nielegalne i pewnie tak już zostanie. Przychodzący na szczyt turyści czytają ostrzeżenia i albo zawracają, albo po prostu wchodzą na wieżę, bo zabezpieczenia z desek, drutu i taśmy dawno już wyłamano. Wczoraj spędziłem na niej kilka godzin. W tym czasie weszło na górę z pięćdziesiąt osób. Zawróciło z pięć. Ci, którzy weszli, zachowywali się dość nerwowo i mówili szeptem, jak w kościele.
Wieża na Radziejowej to inwestycja ślimaka. Gotowa była już 1 grudnia, kiedy pierwszy raz nielegalnie na nią wszedłem. Po pięciu miesiącach od ukończenia wejście nadal jest nielegalne i pewnie tak już zostanie. Przychodzący na szczyt turyści czytają ostrzeżenia i albo zawracają, albo po prostu wchodzą na wieżę, bo zabezpieczenia z desek, drutu i taśmy dawno już wyłamano. Wczoraj spędziłem na niej kilka godzin. W tym czasie weszło na górę z pięćdziesiąt osób. Zawróciło z pięć. Ci, którzy weszli, zachowywali się dość nerwowo i mówili szeptem, jak w kościele.
czwartek, 14 maja 2020
Ktoś mógłby pomyśleć, że zaniedbałem krajobraz. A jest na odwrót, to krajobraz zaniedbuje fotografa. Na szczęście otworzono wreszcie biblioteki, bo w okolicznych biedronkach wykupiłem już wszystkie lepsze książki.
I mała opowieść
Wczoraj, wracając z wieczornego spaceru, zauważyłem na Poczekaju jakąś zakapturzoną postać, która dobierała się do babcynej piwniczki. Zanim tam dotarłem, człowiek ten brnął już przez mżawkę w kierunku miejsca ogniskowego. Miał ogromny zielony plecak z licznymi doczepkami jakichś folii, koców, szmat. Ubrany był na bojowo, w trochę za duże pory, takąż kurtkę i okulary 30 dioptrii. Poruszał się o kulach. Kiedy przechodziłem mimo, powiedział dzień dobry i zapytał, czy przypadkiem nie wiem, gdzie tu może być jakaś wiata, w której mógłby spędzić noc i przeczekać deszcz, który właśnie zaczął lać. Odpowiedziałem, że wiat tutaj nie ma żadnych i najlepiej by zrobił, gdyby poszedł do chaty na Niemcową. Stwierdził, że jest wyłączona, ale pod okapem chałupki jest miejsce akurat na jedną osobę, więc tam się prześpi. Jakoś nie potrafiłem zaproponować mu noclegu u siebie, choć moja chata stoi pusta od początku roku. Nie, żebym się bał zarażenia, ale gość wyglądał jak stary rosyjski partyzant z oddziału Aloszy Batiana, który wypełznął z ruin chaty na Stusie. Obawiałem się, że w plecaku ma przerdzewiałe granaty i zapewne zwyczajem partyzantów będzie się nimi w nocy brzydko bawił pod kołdrą, a wtedy on, ja i cały Kordowiec przejdziemy do historii żołnierzy wyklętych, a IPN wyda o nas książkę, której nikt nie będzie chciał czytać, więc wreszcie przeznaczy się ją na lekturę dla szkół podstawowych.
I mała opowieść
Wczoraj, wracając z wieczornego spaceru, zauważyłem na Poczekaju jakąś zakapturzoną postać, która dobierała się do babcynej piwniczki. Zanim tam dotarłem, człowiek ten brnął już przez mżawkę w kierunku miejsca ogniskowego. Miał ogromny zielony plecak z licznymi doczepkami jakichś folii, koców, szmat. Ubrany był na bojowo, w trochę za duże pory, takąż kurtkę i okulary 30 dioptrii. Poruszał się o kulach. Kiedy przechodziłem mimo, powiedział dzień dobry i zapytał, czy przypadkiem nie wiem, gdzie tu może być jakaś wiata, w której mógłby spędzić noc i przeczekać deszcz, który właśnie zaczął lać. Odpowiedziałem, że wiat tutaj nie ma żadnych i najlepiej by zrobił, gdyby poszedł do chaty na Niemcową. Stwierdził, że jest wyłączona, ale pod okapem chałupki jest miejsce akurat na jedną osobę, więc tam się prześpi. Jakoś nie potrafiłem zaproponować mu noclegu u siebie, choć moja chata stoi pusta od początku roku. Nie, żebym się bał zarażenia, ale gość wyglądał jak stary rosyjski partyzant z oddziału Aloszy Batiana, który wypełznął z ruin chaty na Stusie. Obawiałem się, że w plecaku ma przerdzewiałe granaty i zapewne zwyczajem partyzantów będzie się nimi w nocy brzydko bawił pod kołdrą, a wtedy on, ja i cały Kordowiec przejdziemy do historii żołnierzy wyklętych, a IPN wyda o nas książkę, której nikt nie będzie chciał czytać, więc wreszcie przeznaczy się ją na lekturę dla szkół podstawowych.
środa, 13 maja 2020
Bojowiec
Wypirzony, poharatany, stan ogólny słaby. Wątpię, czy Zosia będzie go chciała, bo nawet pan leśniczy patrzył z pogardą. Ale do lipca jeszcze trochę czasu, więc może się odkarmi, odżyje.
PS Dziś lekki przymrozek, a borówczyska kwitną. Może to i lepiej, że omrozi kwiat? Będzie mniej borówcorzy i mniej śmieci. Tylko kleszcze będą rozczarowane.
Wypirzony, poharatany, stan ogólny słaby. Wątpię, czy Zosia będzie go chciała, bo nawet pan leśniczy patrzył z pogardą. Ale do lipca jeszcze trochę czasu, więc może się odkarmi, odżyje.
PS Dziś lekki przymrozek, a borówczyska kwitną. Może to i lepiej, że omrozi kwiat? Będzie mniej borówcorzy i mniej śmieci. Tylko kleszcze będą rozczarowane.
wtorek, 12 maja 2020
poniedziałek, 11 maja 2020
Poniedziałkowy raport z izolatorium
Po wczorajszej niedzieli pielgrzymkowej przybyło na górach plastiku, aluminium i gówna. Zwierzęta pochowały się głęboko w lasach, ptaki zamilkły, słońce przygasło. Tylko nocą przychodzi do mnie sarenka Zosia, bo co wieczór kroję dla niej aromatyczne gruszki rocha i wykładam na schodach albo obok miski z wodą. Zosia przybrała ciemnobrązowy kolor, jakby wiedziała, że wolę brunetki.
Po wczorajszej niedzieli pielgrzymkowej przybyło na górach plastiku, aluminium i gówna. Zwierzęta pochowały się głęboko w lasach, ptaki zamilkły, słońce przygasło. Tylko nocą przychodzi do mnie sarenka Zosia, bo co wieczór kroję dla niej aromatyczne gruszki rocha i wykładam na schodach albo obok miski z wodą. Zosia przybrała ciemnobrązowy kolor, jakby wiedziała, że wolę brunetki.
niedziela, 10 maja 2020
Odkurzony fudżik
Przywiozłem stary aparat, bo mi się go żal zrobiło. Nie wszystkie funkcje już działają, jak to w starych aparatach, które mają różne choroby współistniejące, ale okazjonalnie, jeśli coś pięknego pojawi się w wizjerze, staje na wysokości zadania i można zrobić całkiem przyzwoite zdjęcie. Dziś na górach ruch ogromny, jakby naród z łańcucha spuścił. Zamknąłem drzwi i nie wychodzę, na dzwonki nie reaguję. W powietrzu aż gęsto od pyłu, bo kwitną buki i jodły. Mocno wiatruje, więc dach, ściany i samochód przybrały żółtozielony kolor.
Przywiozłem stary aparat, bo mi się go żal zrobiło. Nie wszystkie funkcje już działają, jak to w starych aparatach, które mają różne choroby współistniejące, ale okazjonalnie, jeśli coś pięknego pojawi się w wizjerze, staje na wysokości zadania i można zrobić całkiem przyzwoite zdjęcie. Dziś na górach ruch ogromny, jakby naród z łańcucha spuścił. Zamknąłem drzwi i nie wychodzę, na dzwonki nie reaguję. W powietrzu aż gęsto od pyłu, bo kwitną buki i jodły. Mocno wiatruje, więc dach, ściany i samochód przybrały żółtozielony kolor.
sobota, 9 maja 2020
Na tym zdjęciu, jeśli masz dobry monitor, zobaczysz na lewo od Neżabca Horę Stij (rekordowe 210 km). Okazuje się, że moje stanowisko obserwacyjne jest ciut za nisko. Najlepiej byłoby sfotografować ten dystans z wieży. Na razie jednak boję się na nią wchodzić, bo zapewne milion wirusów podziwia stamtąd krajobrazy.
Subskrybuj:
Posty (Atom)