poniedziałek, 21 stycznia 2019

Supermun

Piątek. Na Kordowiec doszedłem dość szybko, w półtorej godziny byłem pod drzwiami. I kiedy już miałem zrzucić plecak i otworzyć drzwi, uświadomiłem sobie, że klucze zostały w Rytrze. Cóż, plecak ze sprzętem do kibla i wio na dół, na lekko. Kiedy wreszcie wróciłem, było już ciemno i bardzo zimno.
W sobotę rano zaświeciło słońce i temperatura dość szybko powędrowała z -10 na -5. Jak widać na obrazku, śniegu na górach nie brakuje.


Sobotę spędziłem z łopatą do śniegu. Było przyjemnie. Po południu pokazał się mun, jeszcze nie super.






Niedzielne przedpołudnie spędziłem z gracą do zgarniania śniegu z dachu i łopatą, bo co z dachu spadło, trzeba było usunąć spod ściany. Było miło.





Po południu obiecany Poczekaj, supermun i koniec świata. No i rozczarowanie, bo zachmurzone i zafukane. Marne warunki dla końca świata.






I obrazek finalny z okna chaty, z niedzielnego wieczoru, gdy trochę się przetarło. Niestety, nic nie leciało, ani nie szło na pierwszym planie. Był lis, ale nisko, na kompoście.