poniedziałek, 4 lipca 2022

 Galicyanie, pamiątki rabacji

Haczów, grobowiec rodziny Nieczujów Urbańskich
Pochowani Franciszek Ksawery Urbański, brat Feliksa, jeden z uczestników "ataku" na Sanok i jego żona Zofia Urbańska.

Wydaje się, że najlepiej będzie przytoczyć fragment rękopisu naocznego świadka wydarzeń opublikowanego w materiałach zebranych przez Sieradzkiego i Wycecha (s. 78 - 80), który chętnie zatytułowałbym "Teatr absurdu czyli Urbańskich wyprawa wojenna na Sanok".

Przygotowywał [wyprawę] Goslar i ujął sobie w tym celu, czy on czy Wiśniowski majętnego obywatela Felixa Urbańskiego, Właściciela Komborni. Jego dom przeznaczono na punkt zborny i rzeczywiście zjechało się kilka osób 20 lutego jak Miączyński (który rej wodził), Bukowski. Broń przysposabiano, Ładunki robiono. Urbański niespokojny, niezdecydowany. Przyszedł wieczór, Miączyński odwagi dodaje, lokai i służbę winem częstuje, całuje, bracią nazywa. Posyła po wójta, by gromadę zawiadomił i do współudziału wezwał. Wójt miarkuje o co chodzi, nie chce przyjść. Chłopy u niego radzą. Wikary X. Zgrzebny ciągle między plebanią a dworem chodzi. Chcą usposobić proboszcza X-a Michała Ciesielskiego do uroczystego nabożeństwa i odczytania manifestu. Nie chce, bo stary i boi się, obiecuje tylko mszę św. na intencję dziedzica odczytać; resztę bierze X Zgrzebny na siebie. Po kolacji i herbacie o 11 w nocy idą na spoczynek. Wtem przychodzi posłaniec od Wolańskiego, komisarza rewolucyjnego dla cyrkułu jasielskiego, by Urbański ze swoim oddziałem szedł na pomoc w Jasielskie. Nie wie co robić, bo i oddziału jeszcze nie ma i przyrzekł, że dnia 21 rano przybędzie z oddziałem do Wzdowa. Postanowiono więc rano jechać do Wzdowa. Noc przechodzi niespokojnie. Urbański spać nie może. Pieką chleb i przygotowują żywność, kokardy przypinają. Miączyński pierwszy wstał, wszystkich obudził, o godz. 3 rano sanie zaprzęgać kazał, zbierać się i uzbrajać. O 4 rano Zgrzebny kazał uderzyć w dzwony na nabożeństwo. Chłopstwo się zbudziło, zbierało, ale bali się iść do kościoła lub do dworu. Poszły do kościoła tylko niektóre baby i jeden urlopnik na zwiady, by donieść gromadzie co się dzieje. Wyjazd Urbańskiego bardzo smutny; on, żona i służba płakali, lecz Miączyński wsadził go do sani (uzbrojonego w pałasz i dubeltówkę); wsiedli i inni do drugich sani: kucharz, zmówieni lokaje, niejaki Felix Denkiewicz, krawiec damski, który wówczas we dworze robił, Adam Ciesielski, brat X-a proboszcza, który mu gospodarstwo rolne prowadził i Adam Szernicki nauczyciel prywatny u Zaremby i Szymon Skurski, dominikalny aktuariusz w Komborni. Jak przyjechali przed kościół, już było około 5 - tej. Ks. Zgrzebny czekał przed kosciołem w płaszczu mając w ręku krucyfiks i toporek. Dopomógł do wysadzenia Urbańskiego i ze sań, podprowadził go do w[ielkiego] ołtarza, który szedł chwiejnym krokiem i tak był wzruszony, iż upadł i zemdlał. Odniesiono go do zakrystii, gdzie przybiegła za nim żona z panną służącą i cuciły go. Gdy przyszedł do siebie i usiadł w ławce w kościele - Ks. Ciesielski płacząc wyszedł ze mszą świętą, a po jej ukończeniu X. Walenty Zgrzebny chciał czytać manifest, lecz nie miał komu. Rzekł więc do wiejskich kobiet, które również od płaczu się zanosiły i z płaczem Urbańskiego żegnały, że pańszczyzna zniesiona i swoboda dla włościan zawita. Żałuje, że [chłopi] nie chcieli przyjść [do kościoła] i z jego ust usłyszeć, bo byłby im więcej jeszcze pomyślnego powiedział. Miączyński do wsiadania naglił. Ks. Zgrzebny odprowadził do sani Urbańskiego, pomógł mu wsiąść i sam wsiadł do tych sani. Pojechali więc najprzód do Iskrzyń; rozbili po drodze szlaban od myta i tam chciano orała cesarskiego zedrzeć, ale Urbański do tego nie dopuścił. Tam spotkali trochę gapiących się ludzi i tych namawiali, by się z nimi połączyli. I tak mówił Urbański do stolarza Lorenza: "Jedź z nami". Tłumaczył się [stolarz], że nie ma dobrego obuwia. Na to Urbański odrzekł: "To nic, siadaj kolego", robiąc mu miejsce na saniach. Więc też siadł i pojechał z nimi. Tak samo zmówiono i uczynił drugi stolarz Kazimierz Olszewski. Stamtąd pojechali do Haczowa, gdzie się przyłączył Goslar, do brata Urbańskiego - Ksawerego, który miał również oddział zebrać, ale chłopy też nie chciały. Xawery Urbański stracił odwagę i nie chciał jechać, wymawiając się, że żona słaba. Gdy znów Feliks Urbański bez brata dalej jechać nie chciał i wrócić się zamierzał, skłoniono Ksawerego Urbańskiego, iżby z nimi pojechał. Jechali więc dalej do Wzdowa, do Ostaszewskiego na punkt zborny, ale widzieli że chłopstwo im przeciwne, że z Trześniowa i Haczowa za nimi idą i gonią. Około godziny 11-tej byli już w kancelarii we Wzdowie. Tam przybyli również: Majewski, Teofil Paszkowski, Goslar był 20/2 rano w Haczowie, lecz tam dowiedziawszy się, że oddział z Komborni uderzy na Sanok, pojechał do Komborni, by Urbańskiego oddział poprowadzić w Jasielskie. Ale mu się to nie powiodło, więc nocował w Komborni i z Urbańskim przyjechał do Wzdowa. Bukowski był wikarym, a Julian Kern, co zawiadomił ich o rozpoczęciu ruchu, został przez chłopów zabity. Wszystkich razem z różnych stron przybyłych, było około 30 osób - na 7 saniach i 5 konno wierzchem. Konsternacja była ogólna, że chłopy nie chcą się łączyć i do tego ścigają. Wysłano posłańców do Nowosielec i Żurowiec, by się dowiedzieć co się dzieje. Zewsząd nadchodziły niepomyślne wiadomości, że po drodze chłopy napastują i biją - nie mogą się zjechać. Konsternacja ogólna tym większa, gdy w południe przyjechał Wojciech Leszczyński z wiadomością, że chłopy w Tarnowskiem rżną szlachtę. Postanowiono więc zaniechać napadu na Sanok i rozjechać się, lecz dopiero gdy zmrok zapadnie w obawie, by przez chłopów wyłapani i pobici nie zostali. Na to przychodzi (błędna) wiadomość, że wojsko z Sanoka wyszło i ku nim idzie. Porzucili więc broń i żywność i na wszystkie strony się rozpierzchli. Chłopy ich jednak po drodze łapali, bili i do cyrkułu odstawili. Taki los spotkał Felixa Urbańskiego, który dopiero 12 lipca 1846 r. Na wolną stopę puszczony został.

Kiedy Urbański próbował przedrzeć się do Haczowa, chłopi nie byli już bierni, gdyż pleban haczowski Lech zawiadomił o spisku władze w Sanoku, a te sztafetą odesłały rozkaz, by warty chłopskie powstańców wyłapywały, wiązały i odstawiały do cyrkułu. Urbańskiego warta chłopska w sile 67 ludzi z Widacza, Targowisk i Haczowa dopadła we Wróbliku nad potokiem. Chciano go zabić, ale życie ocalił mu przybyły w porę proboszcz greckokatolicki z Wróblika ks. Jan Głuszkiewicz. Panią Emilię Urbańską przed rabantami ocalił chłop Ignacy Takadaj [Pigoń podaje nazwisko Pelc] z Iskrzyni. Niósł ją na plecach wśród śniegu, za co otrzymał potem kawałek roli. Dwór Urbańskiego w Komborni został doszczętnie zrabowany, a on sam przeprowadził się do Lwowa, gdzie żył z wyprzedaży majątku. O jego wcześniejszych losach i domniemanej zdradzie brata Ksawerego z Haczowa można przeczytać na stronie Dworu Kombornia link. Zachowały się również pamiętniki Feliksa Urbańskiego, w których podaje on zupełnie inną wersję zajść przedstawionych powyżej. Trudno jest ustalić prawdę, gdyż nieszczęśni powstańcy w obawie przed represjami łgali często do końca życia.