Starosądeccy cykliści krótko cieszyli się z nowych ścieżek rowerowych, których gmina zbudowała ostatnio kilkanaście.
Uchwalono bowiem w Starym Sączu wiekopomną rezolucję, czyniącą miasto strefą wolną od gender i LGBT. Mimo że uchwała jest niezgodna z konstytucją i zdrowym rozsądkiem, weszła w życie przegłosowana przez radnych z jedynie słusznej partii. Jedna z radnych biorących udział w dyskusji argumentowała, że nie wyobraża sobie, aby w grodzie św. Kingi mogło dochodzić do jakichś wynaturzeń. Ciekawy to argument, bo przywołana patronka miasta miała zdaje się dość poważne problemy seksualne, przekładając nad biednego męża Bolesława kobiety, którym zapewniła wygodny klasztor i całkiem spory biznes. Obecna uchwała przypomina mi inną, którą rajcy sądeccy podjęli w wiekach średnich. Na prośbę jednego z miast Sądecczyzny o wypożyczenie kata odpowiedzieli: Kata wam nie pożyczymy, bo go trzymamy dla siebie i dla naszych dzieci.
Uchwała ta mniej więcej ma takie znaczenie, jakby podjęto decyzję, że miasto jest wolne od afrykańskiej malarii. W żaden sposób nie wpłynie ona bowiem na przeludnienie i urbanizację dolin Popradu i Dunajca. Gdyby ogłoszono Sądecczyznę strefą wolną od idiotów, zaludnienie zmniejszyłoby się do poziomu tego z czasów świętej patronki, a do puszczy karpackiej powróciłyby nosorożce włochate.
sobota, 5 października 2019
piątek, 4 października 2019
Wędrówki kosteczek Iwana Rilskiego
Iwan Rilski był pustelnikiem, który w IX w. zaszył się w górskiej jaskini, żywił jaszczurkami i żarliwie modlił. Kiedy oddał udręczonego ducha, pochowano go na miejscu, tuż przy jaskini. Nie na długo jednak, bo wkrótce zawleczono trupa do Sofii, gdzie też długo nie odpoczął, gdyż Bela III wywiózł go do Esztergomu, by czynił cuda dla Węgrów. Po czterech latach wrócił znów do Sofii, ale za chwilę car Iwan Asen I zażyczył sobie swojego imiennika w Wielkim Tyrnowie. Wreszcie w roku 1469 żona sułtana Murada II sprowadziła kosteczki z powrotem do monastyru rilskiego, czyli prawie na miejsce. Jeśli kosteczek w podróżach nie zamieniono, spoczywa tam sobie do dziś ten wielki święty i pierwszy podróżnik bułgarski.
Iwan Rilski był pustelnikiem, który w IX w. zaszył się w górskiej jaskini, żywił jaszczurkami i żarliwie modlił. Kiedy oddał udręczonego ducha, pochowano go na miejscu, tuż przy jaskini. Nie na długo jednak, bo wkrótce zawleczono trupa do Sofii, gdzie też długo nie odpoczął, gdyż Bela III wywiózł go do Esztergomu, by czynił cuda dla Węgrów. Po czterech latach wrócił znów do Sofii, ale za chwilę car Iwan Asen I zażyczył sobie swojego imiennika w Wielkim Tyrnowie. Wreszcie w roku 1469 żona sułtana Murada II sprowadziła kosteczki z powrotem do monastyru rilskiego, czyli prawie na miejsce. Jeśli kosteczek w podróżach nie zamieniono, spoczywa tam sobie do dziś ten wielki święty i pierwszy podróżnik bułgarski.
![]() |
Wejście do groty Iwana |
![]() |
Wyjście z groty Iwana |
![]() |
Skała modlitewna Iwana z karteczkami życzeń do wiernych |
![]() |
Kaplica na miejscu pierwszego pochówku Iwana |
czwartek, 3 października 2019
MAFIA RUMUŃSKICH GRZYBIARZY POSKROMIONA PRZEZ STRAŻNIKÓW!
krzyczy wielki tytuł w jednym z popularnych portali. Sensacyjny artykuł donosi, że strażnicy leśni na Szkieletczyźnie walczą z "Rumunami", którzy przyjechali w kieleckie lasy busami i terroryzując lokalsów, podbierają im grzyby.
Po jakiego grzyba jakiś Rumun jechałby prawie tysiąc kilometrów w kieleckie? Chyba złotego, żeby mu się opłacało. W rumuńskich lasach, znacznie większych od polskich, wszelkiego runa leśnego jest pod dostatkiem.
Rodzimych grzybiarzy rabują prawdopodobnie rodzimi Cyganie, którzy udają, że nie rozumieją języka i prawa polskiego, co zresztą nie mija się z prawdą.
PS Jeśli ktoś znalazłby w sieci film Radu Jude Nie obchodzi mnie, czy przejdziemy do historii jako barbarzyńcy, bardzo proszę o informację, bo mnie obchodzi wszystko, co rumuńskie.
krzyczy wielki tytuł w jednym z popularnych portali. Sensacyjny artykuł donosi, że strażnicy leśni na Szkieletczyźnie walczą z "Rumunami", którzy przyjechali w kieleckie lasy busami i terroryzując lokalsów, podbierają im grzyby.
Po jakiego grzyba jakiś Rumun jechałby prawie tysiąc kilometrów w kieleckie? Chyba złotego, żeby mu się opłacało. W rumuńskich lasach, znacznie większych od polskich, wszelkiego runa leśnego jest pod dostatkiem.
Rodzimych grzybiarzy rabują prawdopodobnie rodzimi Cyganie, którzy udają, że nie rozumieją języka i prawa polskiego, co zresztą nie mija się z prawdą.
PS Jeśli ktoś znalazłby w sieci film Radu Jude Nie obchodzi mnie, czy przejdziemy do historii jako barbarzyńcy, bardzo proszę o informację, bo mnie obchodzi wszystko, co rumuńskie.
![]() |
W rumuńskim lesie zbieranie grzybów może być trudne |
środa, 2 października 2019
Wczoraj po uruchomieniu suszarni poszedłem za szlak na krótki rekonesans grzybowy. Znalazłem zaledwie dwanaście prawdziwków. Przestały rosnąć, bo ciepły wiatr wysuszył ściółkę. I całe szczęście! Jeszcze tydzień takiej obfitości i spaliłbym cały zapas drewna.
Zdjęć z Kordowca nie zamieszczam, były wczoraj. Jest na górach piękna zielonozłota ciepła jesień. A jak taka jesień wygląda, to każdy już wie. Natomiast pokazanego na zdjęciu szczytu Deno (2790 m) prawie nikt nie widział.
Zdjęć z Kordowca nie zamieszczam, były wczoraj. Jest na górach piękna zielonozłota ciepła jesień. A jak taka jesień wygląda, to każdy już wie. Natomiast pokazanego na zdjęciu szczytu Deno (2790 m) prawie nikt nie widział.
wtorek, 1 października 2019
Wichur Mortimer szaleje, a my nic
Susząc grzyby, zrobiłem kilka jesiennych zdjęć. Zalotnika niestety nie widać, przychodzi nocą. Kiedy dziś zjeżdżałem po piątej, widziałem go w towarzystwie dwóch dziewczyn. Oświetlony reflektorami samochodu nie śpieszył się wcale, jakby chciał powiedzieć: No i co ty na to?
Do lasu wczoraj wejść się nie dało, bo wichur Mortimer zginał jodły do ziemi. Zjeżdżając przed świtem, modliłem się, żeby na drodze nie leżało jakieś drzewo, bo nie miałem w samochodzie piły. Na szczęście były tylko gałęzie i suche konary, podobnie jak na dachu, który znów trzeba będzie zamiatać.
Susząc grzyby, zrobiłem kilka jesiennych zdjęć. Zalotnika niestety nie widać, przychodzi nocą. Kiedy dziś zjeżdżałem po piątej, widziałem go w towarzystwie dwóch dziewczyn. Oświetlony reflektorami samochodu nie śpieszył się wcale, jakby chciał powiedzieć: No i co ty na to?
Do lasu wczoraj wejść się nie dało, bo wichur Mortimer zginał jodły do ziemi. Zjeżdżając przed świtem, modliłem się, żeby na drodze nie leżało jakieś drzewo, bo nie miałem w samochodzie piły. Na szczęście były tylko gałęzie i suche konary, podobnie jak na dachu, który znów trzeba będzie zamiatać.
poniedziałek, 30 września 2019
Kiedy w niedzielę koło południa wróciłem do chaty z kilkoma koszykami grzybów do obierania, do Milenki zaraz ktoś zadzwonił i musiała pilnie zjechać. Nie podejrzewam, że uciekła przed pięciogodzinną mozolną robotą. Nie, bo dba o mnie przecież. Zawsze, gdy zbliża się pora obiadowa, mówi: "Kochanie, mięso na obiad masz w zamrażalniku".
Grzybów jest dużo, za dużo. Nie zbierać żal, bo piękne i zdrowe, zbierać żal, bo roboty z suszeniem na kilka dni.
Na szczęście, gdy grzyby już schną, można o zmroku obserwować rykowisko, które odbywa się tuż za żywopłotem. Ostatniej nocy była jedna tylko łania i byk, który porykując, próbował przyjemności. Ale co się zbliżył do zbliżenia, łania odbiegała. W dodatku co chwila zza krzaków wyłaził jakiś konkurent, którego zalotnik musiał przeganiać. Jakby tego było mało, gazda beczał przez okno na didgeridoo. Nerwowe te zaloty, więc jeśli będą z tego jakieś jelątka, to na pewno z ADHD i dysleksją,.
Grzybów jest dużo, za dużo. Nie zbierać żal, bo piękne i zdrowe, zbierać żal, bo roboty z suszeniem na kilka dni.
Na szczęście, gdy grzyby już schną, można o zmroku obserwować rykowisko, które odbywa się tuż za żywopłotem. Ostatniej nocy była jedna tylko łania i byk, który porykując, próbował przyjemności. Ale co się zbliżył do zbliżenia, łania odbiegała. W dodatku co chwila zza krzaków wyłaził jakiś konkurent, którego zalotnik musiał przeganiać. Jakby tego było mało, gazda beczał przez okno na didgeridoo. Nerwowe te zaloty, więc jeśli będą z tego jakieś jelątka, to na pewno z ADHD i dysleksją,.
niedziela, 29 września 2019
Kot nieodłączny
Wiele razy prosiłem Milenkę, żeby zostawiała go w domu. Na próżno, wszędzie łazi z tym kotem. Po "naszych" Tatrach z psami chodzić nie wolno. Słowacy wprowadzą psi zakaz od nowego roku. O kotach niestety nic nie wiadomo. Zabieranie zwierząt domowych w góry wysokie nie jest dobrym pomysłem. Psy na nagich skałach nadmiernie się męczą, kaleczą, cierpią pragnienie, przegrzewają się, płoszą świsty i kamziki. Kot Milenki większych szkód nie czyni, bo płoszy najwyżej muchy, ale wydaje nieprzyjemne odgłosy i szarpiąc się, pazurami rozdziera plecak. Pożytku z niego nie ma żadnego.
Wiele razy prosiłem Milenkę, żeby zostawiała go w domu. Na próżno, wszędzie łazi z tym kotem. Po "naszych" Tatrach z psami chodzić nie wolno. Słowacy wprowadzą psi zakaz od nowego roku. O kotach niestety nic nie wiadomo. Zabieranie zwierząt domowych w góry wysokie nie jest dobrym pomysłem. Psy na nagich skałach nadmiernie się męczą, kaleczą, cierpią pragnienie, przegrzewają się, płoszą świsty i kamziki. Kot Milenki większych szkód nie czyni, bo płoszy najwyżej muchy, ale wydaje nieprzyjemne odgłosy i szarpiąc się, pazurami rozdziera plecak. Pożytku z niego nie ma żadnego.
Subskrybuj:
Posty (Atom)