Aczciem prawie niepewien, jeslim przez sen słuchał czy na jawie 
 Samotne podróże do gór to nie tylko mozolne wdrapywanie się, przedzieranie przez chaszcze i spotkania z drewnianymi niedźwiedziami, ale przede wszystkim chwile niemych zachwytów. Jak ta, kiedy Vivaldi z samochodowych głośników dyrygował porannymi mgiełkami.
Dla takich chwil trzeba żyć. Reszta to tylko mniej lub bardziej przykry i mało istotny dodatek. 
 link
 
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz