Szpiczak, pierwsze poroże
Poroże zrzuca w końcu kwietnia lub na początku maja. Trudno je znaleźć, bo trawa na polanach jest już wysoka. Mnie się jeszcze nie udało.
Litmanova z Kordowca przez Eliaszówkę tam i nazad
Na górę Żwir, gdzie objawiła się Matka Boska chodziłem już kilka razy w różnym czasie, w różnych celach i w rożnym towarzystwie. Wczoraj pomknąłem tam sam, żeby sprawdzić, czy mam jeszcze kondycję do gór, a przy okazji odwiedzić Eliášovkę (1025), najwyższy szczyt słowackiego pasma Ľubovnianska vrchovina. Kondycja dopisuje, bo mimo upału zdążyłem oblecieć w osiem godzin, w dodatku z dłuższą przerwą na jetboilowy obiad japoński Oyakata. Power na trasie powrotnej zyskuje się dzięki wodzie ze źródła św. Jana Chrzciciela zaprawionej pastylkami active energy complex. Wody ze źródła wziąłem więcej, bo pomaga na ból głowy, gdyż jak wiadomo Jana Chrzciciela głowa co prawda raz bolała, ale tak krótko, że nawet nie zdążył się zorientować.
![]() |
Plan |
![]() |
O świcie na Niemcowej |
![]() |
Eliaszówka |
![]() |
Hora Zvir |
![]() |
Na mszę |
![]() |
Do spowiedzi kolejka ponad 100 grzeszników |
Król rykowiska, który przeganiał nie tylko młodszego konkurenta, ale nawet bogu ducha winnego liska, wkrótce zajął się dziewczynkami. Młody o panienkach może sobie na razie tylko pomarzyć, ale ponieważ nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, mógł wreszcie spokojnie żerować i porządnie sobie pojadł. Dobre i to, a może nawet lepsze.