poniedziałek, 28 stycznia 2019

Gór dużo

„Życie jest za krótkie, żeby przeczytać wszystkie książki. A oni ciągle piszą nowe.[Niecenzuralne]”.


Wiadomość obrazkową tej treści przesłał mi właśnie kolega. Skojarzyłem ten tekst ze zdjęciem, które dawno temu zamieściłem na stronie Kordowca. Nosiło ono chyba tytuł „Gór tak dużo, a życia tak mało”. Gór od tamtych czasów nie przybyło, na wiele z nich udało mi się wejść, wiele ominąć. Książek przybywa natomiast w zastraszającym tempie. Dużo z nich przeczytałem, jeszcze więcej ominąłem, szczególnie tych, które powstają na zamówienie chwili, tuż po niej, albo czasem jeszcze przed nią. Przed rokiem odniosłem wrażenie, że zanim Tomek Mackiewicz zdążył założyć buty, by pójść na swoją ostatnią wspinaczkę, już przebiegły żurnalista klecił jego tragiczną biografię. Może nawet była wtedy gotowa i czekała spokojnie w magazynach, a dystrybutorzy, z nadzieją na tragiczny koniec, planowali zyski. Im bardziej się zabije, tym więcej zarobimy. W styczniu zdobyłem tylko jedną „górę” - Kordowiec. Niewielką wprawdzie, ale w stylu alpejskim – z dołu do góry pod zamknięte drzwi, z powrotem w dół i znów pod górę pod drzwi już otwarte. Długa mi wyszła recenzja z tej wyprawy, no ale też długo szedłem. Recenzje książek, które przeczytałem w styczniu, będą więc krótkie:

Maria Wiernikowska Widziałam. Opowieści wojenne - wybór reportaży z wojen, których już nie ma. Przeterminowane.

Mariusz Szczygieł Kaprysik. Damskie historie – wiele wzruszeń.

Tomas Venclova Wilno. Przewodnik biograficzny – dostałem w prezencie od zaprzyjaźnionej wilnianki, więc książka szczególna. Biogramy Venclova ułożył ciekawie, bo nie alfabetycznie, ale historycznie.

Peter Carey Prawdziwa historia Neda Kelly’ego – rzecz mocna, w klimacie Cormaca McCarthy'ego. Polecam z czystym albo raczej nieczystym sumieniem, bo to rzecz o bandycie.

Caleb Carr Miasteczko Surrender – kryminał, który wypożyczyłem ze względu na długie zimowe wieczory. 736 stron, od słów (strona 349): „- Bracie – wyszeptał Mike. - Trajan… bracie. Lepiej się, kurwa, odwróć. Odwróć się w tej, kurwa, chwili...” już wiadomo, kto, kurwa, zabił, a resztę czyta się tylko ze względu na ciekawość, czy piękna Ambyr znów prześpi się z kulawym Trajanem w legowisku (sic!) geparda.

Thomas Kunze Ceaușescu. Piekło na ziemi – książkę kupiłem ze względu na wcześniej przeczytane, znakomite i szokujące wspomnienia szefa Securitate Iona Pacepy Czerwone horyzonty. Kunze nie zawodzi. Pisze rzetelnie, unika powtarzania plotek i mitów, szczegółowo przedstawia mechanizm dojścia pozornie nijakiego i dość (już nie pozornie) ograniczonego szewca do władzy, początkowe sukcesy, megalomanię, obłęd i zasłużony upadek tyrana.


niedziela, 27 stycznia 2019

 Na chwilę tu jestem i tylko na chwilę

„Wszystko, co do tej pory stworzono w Rumunii, nosi znamię fragmentaryczności […] Chwilowość dominuje nad każdą rumuńską formą bytu”. Emil Cioran, za Thomas Kunze Ceausescu. Piekło na ziemi.
Tę panoramę Parangu już znamy, była na google plus. Dziś mała refleksja w związku z uwagą Ciorana, wydawałoby się nieaktualną, bo z lat trzydziestych ubiegłego wieku.Proszę przyjrzeć się domom widocznym po prawej stronie na fotografii. To osada turystyczna Rânca. Jest tu kilkaset pensjonatów dla turystów pokonujących sławną wysokogórską trasę 67C. Można by się spodziewać, że w środku letniego sezonu turystycznego wszystkie hotele i pensjonaty są zajęte przez miłośników trekkingu i kilkunastokilometrowych wycieczek samochodowych na pierwszym biegu. Rzeczywiście, o nocleg tu bardzo trudno, ale nie z powodu obłożenia miejsc. Prawie żaden z tych pięknych budynków nie jest ukończony. Wieś wygląda tak, jakby wszyscy robotnicy budowlani nagle porzucili pracę i uciekli. Domy, w których nigdy nikt nie zamieszkał, zdążyły już zarosnąć pokrzywą i choć nie ma gdzie zatrzymać się na nocleg, bardzo łatwo o miejsce do dyskretnego załatwiania pilnych potrzeb przy głównej ulicy. Większość odwiedzających Rumunię turystów fotografuje rozpoczynane z rozmachem i nigdy niewykończone cygańskie pałace, nie zauważając, że cały ten kraj dotknięty jest plagą chwilowości i fragmentaryczności. Cioran cenił Cyganów za to, że nie zbudowali nigdy nic trwałego, domu, pomnika, drogi. Ja podziwiam cały rumuński naród nie tylko za to niedookreślenie i wyzierającą z każdego kąta chwilowość. Ale przede wszystkim za łagodność i przysłowiową cierpliwość.
 Mămăliga nu explodează!Mamałyga nie wybucha!


sobota, 26 stycznia 2019

Słowo na niedzielę, do rozważenia w gronie rodzinnym:
 
Kiedy w lecie nalejemy do termosu zimny płyn, pozostaje on długi czas zimny. Kiedy zimą nalejemy do termosu gorącą herbatę, długi czas jest gorąca. Skąd więc taki termos wie, czy jest lato, czy zima?


piątek, 25 stycznia 2019

"Jelenie
u mnie byli. Do gorcków zaglondali. Wyszłam, oświetliłam sie, a te nic. Stoli i sie patrzyli".



czwartek, 24 stycznia 2019

Ludziki zimowe

 

środa, 23 stycznia 2019

Kruki i depresja sikorek

Dziś tylko kruki można łatwo obserwować na Kordowcach. Są bardzo aktywne, gdyż zbliża się ich okres godowy. Gniazdują bowiem bardzo wcześnie, gdy w lesie zalega jeszcze śnieg i łatwo wyszukać padlinę, którą karmią młode. Oprócz kruków widuje się jeszcze gile, które lubią wygrzewać się na wierzchołku nagiej cześni. Zniknęły gdzieś sikorki. Skórka ze słoninki, którą im wywiesiłem, dynda smętnie na sznurku. Mgli depresyjnie, mrozi mocno, więc nawet słoninki jeść się nie chce.

 

wtorek, 22 stycznia 2019

Chołupina bez kumina w innym ujęciu

Adasiowi podobało się wczorajsze, nieco oszukane, bo z dołu zrobione zdjęcie. Śniegu jednak aż po dach nie ma, odrobinę przycyny widać. Gdy żyła babka, śnieg spod ścian trzeba było "odbirać", żeby nie gniły. Odbirało się też szlak aż do źródła na drugiej stronie polany pod lasem. Było przy tym sporo roboty, bo ścieżka musiała być szeroka na dwie łopaty, żeby zmieścił się człowiek z dwoma wiadrami wody na koromysłach. Jeśli było zbyt wąsko, wiadra zaczepiały o śnieg i traciło się cenną wodę. Na Poczekaju mocno wieje, szczególnie na garbie przed stajnią, więc źródlaną ścieżkę trzeba było codziennie naprawiać. Zdobyta z takim trudem woda smakowała wspaniale. Teraz w krajobrazie pobabcynym ścieżki już nie ma. Są dwa ślady nart i wąska ścieżynka, którą wydeptał miejscowy kłusownik. Turyści, odstraszeni relacjami z akcji i komunikatami ostrzegawczymi GOPR - u, w góry raczej nie wychodzą. Ja również nie polecam wychodzenia w turystykę, bo dziś na termometrze za oknem -16 i lekko wiatruje, więc na Poczekaju można by stracić twarz.